129 w 2016 roku oraz 199 w poprzednich latach - tyle przypadków znęcania się przez kolegów nad dziećmi przesiedlonymi po katastrofie w japońskiej elektrowni atomowej w Fukushimie z 2011 roku zanotowano w rządowym badaniu, którego wyniki opublikowano we wtorek.
Badanie zlecono, gdy w ostatnich miesiącach wyszły na jaw przypadki szykanowania dzieci przesiedlonych z terenów objętych skażeniem po katastrofie nuklearnej.
Szczególnym echem odbiła się w Japonii sprawa 13-letniego chłopca, który wraz z rodziną przeprowadził się do Jokohamy pięć miesięcy po katastrofie w Fukushimie z 11 marca 2011 roku. Choć ich dom znajdował się poza bezpośrednią strefą objętą nakazem wysiedlenia, zdecydowano się przenieść, by zminimalizować jakiekolwiek ryzyko napromieniowania.
W połowie listopada 2016 roku chłopiec zdecydował się opublikować swoje notatki sporządzane cztery lata po przeprowadzce. Zapiski z 2015 roku zbulwersowały opinię publiczną, ponieważ wynikało z nich, że został doprowadzony na skraj załamania nerwowego, terroryzowany przez swoich kolegów ze szkoły.
"Wiele razy myślałem o śmierci", "codziennie wyzywano mnie od zarazków i radiacji", "Nie mogłem przeciwstawić się znęcaniu" - można było przeczytać w notatkach. "Jednak zdecydowałem się żyć, ponieważ tak wiele osób już zginęło w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami" - napisał 13-latek.
Sprawa nie jest zamknięta
Przypadek z Jokohamy sprawił, że rząd Japonii postanowił bliżej przyjrzeć się zjawisku nękania dzieci z Fukushimy. Niektóre z 12 tysięcy objętych badaniem osób twierdziły, że kazano im wracać do Fukushimy, ponieważ mogli "zakażać radioaktywnością".
Minister oświaty Hirokazu Matsuno wskazał, że przypadków znęcania się może być więcej i nie wszystkie ofiary udało się zidentyfikować podczas przeprowadzonego badania. Według ministra sprawa nie jest jeszcze zamknięta.
Autor: mm\mtom/jb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: public domain | U.S. Navy