Nie będzie zawieszenia broni. Prowadzone obecnie izraelskie działania w Strefie Gazy "to tylko pierwszy z wielu etapów ofensywy, wymierzonej przeciwko Hamasowi, zaaprobowanych już przez gabinet bezpieczeństwa Izraela" - powiedział premier Ehud Olmert. Od izraelskich bomb zginęło dotąd ponad 360 Palestyńczyków, w tym - według Organizacji Narodów Zjednoczonych - około 60 cywilów, głównie kobiety i dzieci.
Olmert - podają media w Jerozolimie, nie przekazując dalszych szczegółów - wypowiadał się na spotkaniu z prezydentem Szimonem Peresem.
Scenariusz przeprowadzenia inwazji naziemnej potwierdzają przygotowania izraelskiej armii. - [Siły - red.] są gotowe do podjęcia działań przeciwko Hamasowi w Strefie Gazy - przekazała rzeczniczka armii Awitalia Lajbowic.
Przed ofensywą naziemną
Według naocznych świadków setki izraelskich czołgów stoją w gotowości w pasie, graniczącym ze Strefą Gazy - teren, który już w niedzielę został ogłoszony "wojskową strefą zamkniętą". Transportery opancerzone i samochody pancerne zajęły pozycje wyjściowe.
- Wierzymy, że wypad lądowy nie okaże się potrzebny, ale to zależy wyłącznie od Hamasu - powiedział rzecznik izraelskiego rządu, Daniel Seaman, dodając, że izraelskie rezerwy zmobilizowały 6,5 tys. żołnierzy.
Przeprowadzenie operacji lądowej może jednak sprawić trudności - ostrzega gazeta "Haarec". Hamas - zdaniem izraelskich dziennikarzy - do inwazji naziemnej przygotowywał się od miesięcy, stąd też siły izraelskie niespodziewanie mogą ponieść znaczne straty, czytamy na łamach dziennika.
Izraelska operacja "Płynny ołów" rozpoczęła się w sobotę przed południem, kiedy lotnictwo w sile 60 jednostek zaatakowało m.in. posterunki policji i wyrzutnie rakiet, z których fundamentaliści palestyńscy ostrzeliwali izraelskie pogranicze. W ostatnim nocnym szturmie izraelskich sił powietrznych zginęło co najmniej 10 Palestyńczyków, a około 40 zostało rannych - poinformowała agencja prasowa AFP, powołując się na dyrektora palestyńskich służb kryzysowych Moawija Abu Hassaneina. Celem kilkudziesięciu nalotów były instytucje urzędowe: kancelaria premiera, ministerstwo obrony, resorty spraw zagranicznych i finansów, już wcześniej atakowany Uniwersytet Islamski i klub związany partią Fatah prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa.
Większość ataków koncentrowała się na mieście Gaza. W wyniku nalotów miasto jest pozbawione elektryczności. Zniszczonych zostało kilkadziesiąt budynków mieszkalnych. Izraelskie samoloty zaatakowały ponadto na wschodzie i zachodzie od miasta pozycje zbrojnego ramienia Hamasu, Brygad Izeddina al-Kasima.
Szybkiego zakończenia operacji nie będzie
- Nie ma miejsca na zawieszenie broni - powiedział minister spraw wewnętrznych Meir Sheetrit w izraelskiej stacji radiowej. - Rząd jest zdeterminowany, żeby wyeliminować zagrożenie wystrzałów [rakiet - red.] na południu. Dlatego też izraelska armia nie może przerwać operacji zanim nie zostanie złamane zacięcie Palestyńczyków z Hamasu do ataków rakietowych na Izrael. Cel musi zostać osiągnięty - dodał.
Hamas jednak poddawać się nie zamierza. Fundamentaliści nadal wysyłaniu pociski w kierunku terytorium izraelskiego. - Były co najmniej dwie rakiety - relacjonował Maciej Woroch, dziennikarz TVN Fakty, wydarzenia sprzed południa.
Zabitych czworo Izraelczyków
W wyniku ataków rakietowych Hamasu - od początku wojskowej operacji podjętej przez Izrael w strefie Gazy - zginęło natomiast czworo Żydów. Mieszkanka Izraela raniona przez palestyńską rakietę w poniedziałek wieczorem zmarła z powodu odniesionych obrażeń - poinformowała izraelska służba zdrowia. W tym samym ataku rakietowym na Aszod, miasto położone około 30 km na północ od Strefy Gazy, zostało poszkodowanych jeszcze czworo innych Izraelczyków.
W poniedziałek wieczorem trzy kolejne palestyńskie rakiety eksplodowały w pobliżu Aszod; nikt nie został ranny w tym ataku - podał Magen Dawid Adom, izraelski odpowiednik Czerwonego Krzyża. Nieco wcześniej na skutek obrażeń, odniesionych w ataku rakietowym, zmarł mieszkaniec miasta Nahal Oz, na południu Izraela.
Stany Zjednoczone za Izraelem
Administracja prezydenta George'a W. Busha bez zastrzeżeń poparła w poniedziałek izraelskie operacje wojskowe w Strefie Gazy mimo sprzeciwów państw arabskich.
Izrael nie robi nic innego, jak tylko próbuje bronić się przed atakami prowadzonymi przez Hamas ze Strefy Gazy za pomocą rakiet i moździerzy, a jego intencją nie jest przejęcie na nowo kontroli nad palestyńskim terytorium, lecz jedynie przywrócenie zawieszenia broni - pisze z Waszyngtonu agencja AFP, przedstawiając argumentację administracji USA.
Biały Dom deklaruje zaniepokojenie sytuacją humanitarną ludności Strefy. Ponownie zaapelował w poniedziałek do Izraela, aby starał się unikać ofiar wśród cywilów.
Gordon Brown przerażony
Diametralnie odmienna jest reakcja słowna premiera W. Brytanii Gordona Browna na wydarzenia w Gazie. - Gwałtowność izraelskich bombardowań palestyńskiej Strefy Gazy wprawia mnie w przerażenie - oświadczył w poniedziałek Brown.
Szef rządu brytyjskiego uważa, że "nie może być rozwiązania problemu Gazy na drodze militarnej", i wzywa do "zdwojenia międzynarodowych wysiłków w celu zapewnienia, aby zarówno Izrael, jak i Palestyna mieli swoją ziemię, prawa i bezpieczeństwo umożliwiające im życie w pokoju".
Brown zażądał także "natychmiastowego dopuszczenia bez żadnych przeszkód ekip lekarskich do Strefy Gazy".
Hamas ogłosił koniec rozejmu
W piątek 19 grudnia Hamas zgodnie z zapowiedziami ogłosił koniec rozejmu z Izraelem zawartego przed sześciu miesiącami przy mediacji Egiptu. Wkrótce po tym wystrzelił w kierunku Izraela rakiety. Izrael odpowiedział nalotami i koncentracją wojsk wzdłuż granicy.
Źródło: PAP, tvn24.pl