Hongkońska policja przy użyciu gazu łzawiącego i gumowych kul wypchnęła w środę z bezpośredniej okolicy budynków rządowych tysiące osób protestujących przeciwko umożliwieniu ekstradycji do Chin kontynentalnych. Zdominowane przez zwolenników Pekinu władze Hongkongu odłożyły na razie debatę nad nowym prawem.
Policjanci utworzyli kordon na ulicy Queensway, którą do późnego popołudnia w środę okupowały tysiące przeciwników zmian w prawie ekstradycyjnym, zaproponowanych przez lokalny rząd. Wieczorem funkcjonariusze znów użyli gazu łzawiącego, by oczyścić z protestujących kolejny odcinek ulicy.
Może dojść do kolejnych starć
Pojawiły się doniesienia o 22 osobach przewiezionych do szpitali z obrażeniami. Kierowca publicznej rozgłośni RTHK został ranny w głowę i stracił przytomność. Dziennik "South China Morning Post" poinformował, że jego stan jest stabilny. Demonstranci przenieśli się dalej, okupując ulice w dzielnicy biznesowej Central. Na skrzyżowaniach wzdłuż Queensway ustawiali bambusowe barykady. Może dojść do kolejnych starć, gdy policjanci postanowią usunąć blokady. - Otrzymaliśmy informację, że władze powiadomiły szpitale, aby przygotowały się na wielu rannych tej nocy - powiedział Polskiej Agencji Prasowej jeden z protestujących, przedstawiając się jako Peter. Informacja miała pochodzić od pracowników szpitali.
W nocy zablokowano miasto
W nocy z wtorku na środę czasu polskiego demonstranci zablokowali główne arterie miasta, będącego specjalnym regionem administracyjnym Chińskiej Republiki Ludowej.
Protestują przeciwko projektowi ustawy, która w konsekwencji ma dopuszczać ekstradycję do Chin kontynentalnych osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa na kontynencie. Krytycy ustawy przypominają, że chiński system wymiaru sprawiedliwości dopuszcza stosowanie tortur, arbitralne przetrzymywanie w areszcie i wymuszanie zeznań.
Sprzeciw przeciwko ustawie jednoczy w Hongkongu m.in. szkoły, środowiska prawnicze i biznesowe. Napisano już setki petycji do władz w tej sprawie. Władze starają się uspokoić nastroje zapewniając, że ustawa zapewni przestrzeganie praw człowieka zatrzymanych i będzie zawierać inne środki zabezpieczające.
Gaz na ulicach
W środę rano władze Hongkongu ogłosiły, że odłożyły na razie debatę nad nowym prawem. Mimo chwilowego przesunięcia terminu ocenia się jednak, że zdominowana przez zwolenników Pekinu Rada - odpowiednik lokalnego parlamentu - uchwali ustawę.
Dlatego też w środę rano czasu polskiego na ulice znów wyszły tysiące demonstrantów. Niektórzy demonstranci - jak pisze Reuters - zaczęli atakować funkcjonariuszy parasolkami. Policja ostrzegała ich, że użyje siły, a potem użyła gumowych kul i gazu łzawiącego.
Protestujący, w większości młodzi ludzie ubrani na czarno, wznieśli na ulicach barykady, co przypomina prodemokratyczne protesty Occupy, które w 2014 roku zablokowały tę byłą kolonię brytyjską. Znakiem rozpoznawczym tych demonstracji były wówczas żółte parasole.
Szef hongkońskiej policji Stephen Lo bronił w środę decyzji o użyciu gumowych kul i gazu łzawiącego, twierdząc, że w przeciwnym razie protestujący mogliby zaatakować policjantów metalowymi prętami. Demonstracje określił jako "zamieszki".
Największe protesty od 1997 roku
Masowe demonstracje protestacyjne odbyły się już w ubiegłą niedzielę, jednak władze zapowiedziały, że nie zrezygnują z przeforsowania ustawy. Policja wszczęła też śledztwo po ujawnieniu gróźb pozbawienia życia szefowej administracji Hongkongu Carrie Lam i innych członków władz.
Ocenia się, że są to największe demonstracje od czasu zwrotu Hongkongu Chinom przez Brytyjczyków w 1997 roku.
Autor: mtom,rzw,kwoj / Źródło: PAP