Coraz więcej Hiszpanów i Greków chce zamieszkać w USA. Część z nich nielegalnie. Choć mówią, że jadą na wakacje, w bagażu mają dyplomy szkolne i listy pożegnalne do rodziny - mówią inspektorzy na lotnisku Dulles w Waszyngtonie.
W skali kraju, na 329 różnych amerykańskich przejściach granicznych prawa wjazdu odmawia się codziennie niespełna tysiącu osobom na prawie milion pasażerów. Są odsyłani najbliższym dostępnym samolotem lub statkiem, chyba, że to niemożliwe np. ze względów humanitarnych.
Wszyscy mile widziani, ale...
- Naszym celem nie jest wyłapywanie ludzi. Naprawdę wszyscy są mile widziani, jeśli są uczciwi i przestrzegają prawa - zapewnia Steve Sapp z Amerykańskiej Służby Celnej i Ochrony Granic (US. Customs and Border Protection - CBP) na lotnisku Dulles w Waszyngtonie. Zapewnia, że odmowę wjazdu do USA dostaje bardzo mały odsetek podróżujących.
Większość odsyłanych to "potencjalni imigranci", którzy nie mają legalnej wizy imigracyjnej lub chcą bez zezwolenia pracować w USA. Inni mają fałszywe lub nieaktualne dokumenty, albo istnieją w bazach danych jako osoby, które wcześniej próbowały złamać prawo USA. Odsyłane są też małżeństwa, czy kobiety w ciąży, które nie są w stanie udowodnić, że stać je będzie na poród, który w USA jest bardzo kosztowny.
List pożegnalny przed wycieczką do Disneylandu
- Ostatnio wzrosła liczba Hiszpanów i Greków pragnących nielegalnie wyemigrować do USA - przyznaje Sapp. Jako że oba te państwa są objęte programem o ruchu bezwizowym z USA, ich obywatele mogą dobrowolnie, bez wizy przyjeżdżać do Stanów, jako turyści na okres nie dłużej niż 90 dni. Ale na granicy w USA też są kontrolowani.
- Mówią, że chcą jechać do Disneylandu, a w bagażach znajdujemy przetłumaczone dyplomy, dużo pieniędzy, historię choroby i listy pożegnalne od rodziny. Ewidentnie widać, że chcą zacząć w USA nowe życie - mówi Sapp. Są brani na dodatkową kontrolę, gdzie słyszą pytania w stylu: czy wynajmujesz w Hiszpanii dom, czemu zamknąłeś konto bankowe. - Po ruchu oczu i mowie ciała można poznać, czy kłamią - wskazuje Sapp. Zastrzega jednak, że Hiszpanie i Grecy nie są teraz na specjalnym celowniku służb granicznych. - Śledzimy światowe wydarzenia i jak wiemy, że coś się gdzieś dzieje, to sprawdzamy, jaki to ma wpływ na nas - przyznaje. To może być jakiś kryzys polityczny, bądź gospodarczy, który może skłonić ludzi do podjęcia decyzji o emigracji.
Pokój z ciasteczkami i miliony od Arabów
Kilka procent wszystkich pasażerów kierowanych jest na drugą kontrolę. - To nie jest proces, którego należy się obawiać, dopóki jesteś uczciwy - zapewnia Sapp. Pasażerowie są zapraszani do pokoi, gdzie odbywają się te dodatkowe rozmowy. - To nie żaden pokój tortur - zapewnia Christopher Downing, oficer nadzorujący w CBP. To zwykłe pomieszczenie biurowe, z biurkiem, komputerem i kilkoma krzesłami. - Mamy nawet ciastka i wodę - mówi Downing.
Podczas dodatkowych kontroli celnicy, czasem z pomocą wytresowanych psów, sprawdzają, czy w bagażu nie są przewożone zakazane produkty, jak np. narkotyki, niezadeklarowane pieniądze albo niebezpieczna żywność. Prawo zezwala na wwiezienie do USA dowolnej ilości gotówki, pod warunkiem zadeklarowania sumy. Downing wspomina, że w jego karierze najwięcej, aż milion dolarów w gotówce, przewoził kiedyś podróżujący z liczną rodziną obywatel z Arabii Saudyjskiej. - To musiały być bardzo luksusowe wakacje - żartuje, zapewniając zarazem, że Saudyjczycy przekroczyli granicę z tą sumą bez najmniejszych problemów.
Surowa kara za zupę w proszku?
Co innego, jeśli przewozisz surowe jabłko, albo wietnamski rosół w proszku, jak sprawdzany akurat turysta z Azji. Wyspecjalizowana w żywności celniczka dokładnie obejrzała skład jego kilku zupek w proszku. Połowę wyrzuciła do kosza. Gdyby turysta tych zupek w proszku sam nie zadeklarował, to zapłaciłby ok. 300 dolarów kary. - Każdy ma mniej więcej sześć szans na zadeklarowanie, czy przewozi żywność. Jeśli po sprawdzeniu okaże się, że produkty są zabronione, po prostu zostaną skonfiskowane i zniszczone, ale nie ma żadnej kary - zapewnia Sapp.
Ptasia grypa nadal straszy Amerykanów
Lista zakazanych produktów rolno-spożywczych stale jest aktualizowana i zależy od kraju pochodzenia. Przed przyjazdem najlepiej sprawdzić to w ambasadzie USA. Od podróżnych z państw Azji zabierane są do zniszczenia wszelkie produkty zawierające drób i jajka - to z obawy przez ptasią grypą. Z Europy obowiązuje całkowity zakaz przewozu mięsa - to z kolei pokłosie choroby wściekłych krów w Wielkiej Brytanii sprzed ponad 10 lat. Nie można też przewozić surowych owoców i warzyw. Nie ma natomiast problemu z czekoladkami i generalnie słodyczami - mówi celniczka. - No chyba, że do ich produkcji wykorzystano wietnamskie jajka - dodaje.
Autor: rf//kdj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: CBP.gov | Steve Sapp