W środę Stany Zjednoczone otwierają nowy rozdział, w którym to Joe Biden będzie musiał stawić czoła wielu problemom - jednym z nich jest polityka migracyjna. Nowy prezydent jeszcze w kampanii zapowiadał jej zmianę, ale wygląda na to, że najpierw będzie musiał zmierzyć się z karawaną migrantów z Ameryki Środkowej, która zmierza w stronę USA. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Starcia służb porządkowych z obywatelami - tak od kilku dni wygląda granica Hondurasu z Gwatemalą. Tysiące ludzi uciekających z Ameryki Środkowej próbują przedostać się dalej. Na ich drodze stoją gwatemalskie służby i blokady - zamieszki wybuchają codziennie. - Traktują nas gorzej niż psy. Każą nam zawrócić, a my chcemy tylko normalnego życia dla siebie i naszych dzieci – mówi migrantka z Hondurasu Angie Osorio.
To kolejna w ostatnich latach i pierwsza w tym roku, licząca od 7 do 10 tysięcy ludzi, wielka karawana migrantów z Ameryki Środkowej. Przez Gwatemalę i Meksyk chcą dostać się do Stanów Zjednoczonych. - Pierwsze co zrobię po przybyciu do Stanów Zjednoczonych, to znajdę pracę, żeby móc godnie żyć i wyżywić rodzinę. To moja motywacja – deklaruje Cristian Cruz.
"To bieda popycha tysiące osób do emigracji"
Władze Gwatemali próbują ten pochód zatrzymać. W weekend na drodze uchodźców stanęło wojsko. By rozpędzić napierający tłum, użyto drewnianych pałek i gazu łzawiącego. Część przedostała się dalej, część koczuje na granicy i podejmuje kolejne desperackie próby przejścia. - To już jest ten moment, gdy migracja w Ameryce Centralnej zaczyna się robić masowa. Według różnych prognoz, w ciągu najbliższych lat, to może być od kilku do kilkudziesięciu milionów ludzi, którzy będą próbować przedostać się na północ – zwraca uwagę latynoamerykanista Mateusz Mazzini.
- To bieda popycha tysiące osób do emigracji. Tysiące mieszkańców Hondurasu, Gwatemali, Meksyku próbuje dotrzeć do swojego el dorado, za które postrzegają Stany Zjednoczone – wyjaśnia Stanisław Kosmynka z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego.
Wiele krajów Ameryki Środkowej jest na krawędzi kryzysu humanitarnego. Skrajna bieda, rosnąca przestępczość, głód. Do tego w ostatnim czasie dokłada się pandemia koronawirusa i klimatyczna katastrofa. W ubiegłym roku w Honduras i Nikaraguę uderzyły potężne huragany, dewastując oba kraje. - Są problemy z suszą, problemy z niedoborem wody, co się natychmiast przekłada na sytuację w rolnictwie, na brak pożywienia, na ciężką sytuację materialną – tłumaczy Mateusz Mazzini.
Ich ojczyzny to dziś miejsca bez przyszłości, dlatego od kilku lat uciekają z nadzieją na lepsze życie. Tworzą wielotysięczne karawany - to długa niebezpieczna tułaczka. Pokonują tropikalne lasy, przeprawiają się przez rzeki, nielegalnie jadą na dachach pociągów. Wielu ginie - inni wpadają w ręce gangów. - Bardzo wiele gangów wymusza haracze, czerpie profity, oferując iluzję bezpiecznego dotarcia do USA, często pozbawiając ich ostatnich pieniędzy, jakie mają – podkreśla Stanisław Kosmynka.
Biden "obiecywał, że złagodzi politykę migracyjną"
Kwitnie także handel ludźmi. Według ONZ do tej pory z Ameryki Środkowej uciekło blisko pół miliona mieszkańców. Większość z nich podróż skończyła w Meksyku, odbijając się od wyśrubowanych amerykańskich przepisów. Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden zapowiedział w tej kwestii zmiany. Jednak na razie chce skoncentrować się na migrantach, którzy już w Stanach Zjednoczonych są.
- Obiecywał, że złagodzi politykę migracyjną zwłaszcza wobec migrantów i potomków migrantów głosujących na demokratów i Bidena – mówi dr Karol Chwedczuk-Szulc z Zakładu Polityki Zagranicznej i Zagrożeń Globalnych Uniwersytetu Wrocławskiego. Z kolei Mateusz Mazzini zauważa, że "Biden sam powiedział: musicie mieć świadomość, że te warunki na granicy nie zmienią się z dnia na dzień".
Patryk Rabiega
Źródło: TVN24