Przed wyborami do Izby Reprezentantów wydawało się, że nowa konserwatywna partia założona przez charyzmatyczną Koike może zmienić układ sił na japońskiej scenie politycznej i zagrozić wieloletniej dominacji rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej (PLD) premiera Shinzo Abego. Niektórzy komentatorzy mówili o "efekcie Koike", który nakładał presję na rządzącą koalicję i czynił z tych wyborów najbardziej ekscytujące głosowanie w Japonii od lat.
"Chcę zostawić krajowe sprawy polityczne członkom parlamentu"
Sama Koike nie startowała jednak w październikowych wyborach, a ogłoszona we wtorek rezygnacja sugeruje, że do końca kariery pozostanie ona politykiem lokalnym.- Chcę zostawić krajowe sprawy polityczne członkom parlamentu. Założyłam tę partię, ale zrezygnuję z funkcji i będę was wszystkich wspierać w odpowiedni sposób - powiedziała Koike członkom Partii Nadziei podczas spotkania, na którym wyznaczono nowe kierownictwo.Szefostwo obejmie po niej 48-letni Yuichiro Tamaki, deputowany do parlamentu, który w ubiegłym tygodniu został mianowany współprzewodniczącym partii.
Koike powiedziała wówczas, że chce się skupić na swojej roli gubernator Tokio po – jak to ujęła - "całkowitej porażce" jej ugrupowania w wyborach parlamentarnych.
Zwycięstwo koalicji rządzącej
Przedterminowe wybory do Izby Reprezentantów przyniosły miażdżące zwycięstwo rządzącej koalicji PLD i Komeito, która zachowała bezpieczną większość. Partia Koike zdobyła tylko 50 z 465 miejsc w niższej izbie japońskiego parlamentu, o pięć mandatów mniej niż Konstytucyjna Partia Demokratyczna Japonii. Ta ostatnia powstała z liberalnego skrzydła opozycyjnej Partii Demokratycznej po jej niedawnym rozpadzie.Partia Nadziei nie ma znacznych struktur krajowych, a jej kandydaci, którym udało się wejść do parlamentu, to albo konserwatywni politycy lojalni wobec Koike, albo byli demokraci, którzy odeszli z Partii Demokratycznej, by wykorzystać popularność gubernator Tokio. W związku z tym wielu analityków przewiduje, że Partia Nadziei ostatecznie rozpadnie się – pisze dziennik "Financial Times".
Autor: mart//kg / Źródło: PAP