- W niedzielę około godziny 11 na greckiej wyspie Chios pożar wybuchł w kilku miejscach w ciągu zaledwie 90 minut.
- Służby podejrzewały, że mogło dojść do podpalenia.
- We wtorek zatrzymano kobietę, która "przyznała się" do rzucenia niedopałka papierosa.
Minister do spraw kryzysu klimatycznego i ochrony ludności Yiannis Kefalogiannis przekazał, że władze podejrzewały, że pożary trawiące grecką wyspę Chios na Morzu Egejskim, które w niedzielę szybko rozprzestrzeniły się w kilku kierunkach, mogły zostać spowodowane przez człowieka. Teraz w jednym przypadku to się potwierdziło. Jak informuje brytyjski "Guardian", kobieta pracująca jako gosposia "przyznała się" do rzucenia niedopałka papierosa i wywołania jednego z pożarów. Obywatelka Gruzji została "przyłapana na gorącym uczynku", są świadkowie - pisze dziennik. We wtorek została zatrzymana i stanie przed sądem.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Pożar na wyspie Chios
Pożar wybuchł około południa w niedzielę w centralnej części Chios i szybko rozprzestrzenił się w trzech kierunkach. - Ogień przesuwał się najszybciej w stronę nadmorskiego miasta Vrontados - powiedział gubernator regionu Północnego Morza Egejskiego Konstantinos Moutzouris państwowej telewizji ERT.
Według ERT w niedzielę do gaszenia pożaru wyruszyło około 140 strażaków z 15 pojazdami oraz 70 strażników leśnych. W poniedziałek rano na miejsce dotarło kolejnych kilkudziesięciu strażaków wraz z sześcioma samolotami, aby powstrzymywać rozprzestrzenianie się ognia na pobliskie domy i obszary produkcji mastyksu, nazywanego łzami Chios - naturalnej żywicy pozyskiwanej z pistacji kleistej. W akcji gaśniczej we wtorek brało udział ponad 400 strażaków, cztery samoloty i 13 śmigłowców.
W walkę z żywiołem zaangażowani byli też mieszkańcy i strażacy ochotnicy. Służby podały, że pożar pochłonął 40 tysięcy hektarów i jest pierwszym tak poważnym w tym roku. Po pięciu dniach wciąż nie został do końca opanowany, strażacy ciągle pracują przy dogaszaniu.
Autorka/Autor: zeb//az
Źródło: The Guardian, BBC, tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/KOSTAS KOURGIAS