Jean-Claude Juncker nie powinien zostać szefem Komisji Europejskiej - jego wybór na to stanowisko pogłębiłby frustrację mieszkańców Unii Europejskiej i niesłusznie wzmocnił kompetencje Parlamentu Europejskiego kosztem rządów narodowych - pisze "Financial Times".
Rezultat niedzielnych wyborów do Parlamentu Europejskiego, w których silną pozycję uzyskały partie skrajne i eurosceptyczne, "obnażył frustrację wielu wyborców wywołaną rosnącymi wpływami odległej od nich unijnej elity" - pisze brytyjski dziennik w artykule redakcyjnym.
"W idealnym świecie unijni przywódcy, zarówno rządów narodowych, jak i w Brukseli, wykorzystaliby każdą okazję, aby odpowiedzieć na tak wyrażone postulaty wyborców. (...) Jednak w kilka dni po wyborach Unia zbliża się do długotrwałego paraliżu instytucyjnego, który może pogłębić frustrację wyborców. (...) W centrum nadciągającego impasu znajduje się kwestia wyboru nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej, najwyższego stanowiska w UE" - podkreśla "FT".
Kto postawi na swoim?
Obecny chaos wywołany jest nieścisłymi zapisami w traktacie lizbońskim, który sprawił, że o prawo do mianowania szefa KE walczą europarlament i złożona z 28 szefów rządów Rada Europejska. PE chce, by stanowisko przewodniczącego Komisji objął były premier Luksemburga Jean-Claude Juncker. Juncker uważa, że stanowisko to mu się należy, ponieważ jest kandydatem frakcji centroprawicy, która zdobyła najwięcej głosów w eurowyborach - pisze gazeta.
Dlaczego nie Juncker?
Zdaniem "FT" przywódcy państw unijnych powinni odrzucić tę kandydaturę.
Po pierwsze, "jego kandydatura równa się grubiańskiemu, instytucyjnemu przywłaszczeniu władzy przez PE" i stanowi "afront dla demokratycznej odpowiedzialności (rządzących przed rządzonymi)". "Wysuwanie kandydatów przez parlamentarne frakcje było strategicznym posunięciem wiodących eurodeputowanych, obliczonym wyłącznie na podbudowanie rzekomego prawa PE do wyłaniania szefa Komisji. Nie ma to podstawy w (unijnych) traktatach, a biorąc pod uwagę zaledwie 43-procentową frekwencją w eurowyborach, mandat PE do decydowania o obsadzeniu tego stanowiska jest mocno wątpliwy" - podkreśla gazeta. Po drugie, wybór Junckera "symbolizowałby lekceważenie dla antyeuropejskiego protestu wyrażonego w wyborach". Luksemburski polityk "może być zmyślnym negocjatorem w kuluarach Brukseli, ale jest też arcyfederalistą starej daty, który reprezentuje sobą wszystko to, czemu nie ufa wielu wyborców" - pisze "FT".
Potrzebna "nowa twarz"
Przywódcy państw UE powinni wybrać "nową twarz", polityka z doświadczeniem w rządzeniu i popularnego, który zadba o reformy UE w celu lepszego wyważenia kompetencji unijnych urzędów.
"Nowy przewodniczący KE musi zrewidować strukturę i uprawnienia Komisji. (...) 28 komisarzy, po jednym na każdy kraj, to za dużo. Unia potrzebuje mniejszej Komisji z kilkoma ośrodkami poświęconymi kwestiom takim jak wspólny rynek, handel i energia. Konieczne są też bardziej restrykcyjne limity wobec ilości legislacji, jaką ten urząd może wyprodukować" - postuluje "FT". Według gazety trzeba też rozważyć ograniczenie kompetencji PE na rzecz parlamentów krajowych, "mających demokratyczną legitymację, której PE brakuje". "Taki program reform UE jest koniecznością. Europa znajduje się na zakręcie - może i udało się zażegnać kryzys w strefie euro i wraca wzrost gospodarczy (...), jednak niedzielne wybory do PE świadczą o pogłębiającej się powszechnej niechęci wobec ingerencji Brukseli w sprawy krajowe. (...) Nie ma już czasu na niekończące się debaty. Nie ma też czasu na wczorajszych ludzi" - konkluduje "Financial Times".
Autor: mtom / Źródło: PAP