Spór Turcji z Holandią wzmacnia kampanię władz w Ankarze przed referendum w sprawie zmiany systemu z parlamentarnego na prezydencki i jest prezentem dla tureckiego przywódcy Recepa Tayyipa Erdogana - pisze "Financial Times" w komentarzu redakcyjnym.
Erdogan "zawsze był ekspertem w odgrywaniu roli ofiary. Od lat turecki przywódca buduje swój kapitał wyborczy na drodze batalii ze świeckim establishmentem w kraju. Od czasu udaremnionego puczu z zeszłego lata wyplenił prawie całą opozycję u siebie, ale wciąż może wszczynać spory za granicą" - pisze brytyjski dziennik.
W artykule podkreślono, że dyplomatyczny spór na linii Ankara-Haga wokół zakazu wieców z udziałem tureckich polityków w Holandii nie tylko pomaga Erdoganowi w kampanii przed zaplanowanym na kwiecień referendum, lecz także sprawia, że Holendrzy, którzy głosują w środę w wyborach parlamentarnych, "idą do urn wśród debaty, w której centrum jest islam oraz imigracja".
"Prezydent Turcji nie ma powodów do narzekań. Politycy faktycznie nie mają prawa do blokowania (tureckich) wieców za granicą. Jednak wśród gorączkowych przedwyborczych nastrojów, z populistami chcącymi wykorzystać napięcia wokół imigracji, są podstawy do obaw, że tego typu wydarzenia mogą sprawiać problemy" - pisze "FT", oceniając, że działania holenderskich władz nie były przesadzone.
"Niechętni Europejczycy"
Dziennik zauważa, że "wielu Europejczyków jest niechętnych, by podarować Erdoganowi przestrzeń na kampanię prowadzącą do zagarniania przez niego władzy". Gazeta podkreśla, że poddawane pod referendum zmiany tureckiej konstytucji dadzą Erdoganowi niekontrolowaną władzę do "mianowania i odwoływania ministrów, rozwiązania parlamentu z jakiegokolwiek powodu i rządzenia na mocy dekretów, praktycznie bez żadnych ograniczeń". "Erdogan jest mistrzem kampanii, ale teraz ma problemy, by wygrać" - zauważa "FT". W komentarzu podkreślono, że nieliczne dostępne sondaże zapowiadają "wyrównaną walkę" między zwolennikami a przeciwnikami zmian w konstytucji.
"Skuteczne obrazy"
"Niefortunne jest jednak, że konfrontacja ze stolicami UE jest prezentem dla Erdogana" - pisze "FT" i zauważa, że choć zarzuty Erdogana o nazizm w Holandii "wydają się być dla Europejczyków groteskowe", to jednocześnie "cieszą tureckich nacjonalistów". "A jeszcze bardziej skuteczne są obrazy tureckich demonstrantów bitych przez policyjne oddziały prewencji i atakowanych przez holenderskie psy policyjne" - czytamy.
"Trudno powiedzieć, jaki wpływ będzie miał spór (holendersko-turecki) na wybory w Holandii" - pisze "FT", zaznaczając, że możliwe, iż twarde stanowisko premiera Marka Ruttego mogło zapobiec wyciągnięciu korzyści ze zdarzenia przez startującego w wyborach populistę Geerta Wildersa. Londyński dziennik zastanawia się jednak, czy w szerszej perspektywie konflikt mógłby doprowadzić do "zerwania już chwiejnych relacji Turcji z Europą". "W perspektywie krótkoterminowej pewnie tak się nie stanie - oceniono. - Żadna ze stron nie chce zagrozić porozumieniu migracyjnemu" UE z Turcją. "W tym wypadku Unia wybrała realpolitik nad moralnością, a migracja jest najlepszą kartą przetargową Erdogana. Ponadto europejscy przywódcy nie chcą być tymi, którzy pogrzebią tureckie dążenia do członkostwa w UE, choć w rzeczywistości już są one niemożliwe do zrealizowania. Kontakty handlowe i współpraca w ramach NATO trwają" - zauważa "FT". Natomiast "jasne jest to, że każdemu w Turcji o proeuropejskim nastawieniu będzie jeszcze trudniej otwarcie o nim mówić" - czytamy w artykule. "Ankara straci nawet stałych obrońców w Brukseli. A jeśli chodzi o przekonania, że UE mogłaby działać jako siła prowadząca do demokratycznych reform w Turcji lub że Turcja swym przykładem mogłaby przekonać Europejczyków do zmiany stereotypów wobec muzułmańskich imigrantów, to możemy tylko żałować", że tak się nie stało - konkluduje "FT".
Autor: mtom/jb / Źródło: PAP