Ofensywa francuskiego wojska w północnym Mali w ostatnich dniach nabrała zawrotnego tempa. W ciągu 48 godzin zajęto dwa największe miasta pozostające w rękach rebeliantów, Gao i Timbuktu, odległe od siebie o setki kilometrów. Na to drugie zeskoczyli francuscy spadochroniarze.
Rozpoczęta trzy tygodnie temu Operacja Serwal, czyli francuska interwencja w Mali, początkowo rozwijała się powoli. Francuzi ściągali posiłki i skoncentrowali się na powstrzymaniu postępów islamistów na południe. W ostatnim tygodniu przeprowadzili jednak błyskawiczną ofensywę na północ, pokonując wielkie odległości i jak deklarują, nie ponosząc żadnych strat.
Francuzi spadają z powietrza
Najbardziej spektakularne sukcesy zostały odniesione w weekend. W sobotę opanowano Gao, duże miasto w północno-wschodnim Mali. W niedzielę Francuzi byli już pod Timbuktu, drugim głównym miastem kraju, położonym na północnym-zachodzie i odległym o setki kilometrów od Gao. Obecnie mieli już otoczyć miasto i szykować się do jego przeszukania. Za francuskim "blizkriegiem" stoi szerokie wykorzystanie sił specjalnych i spadochroniarzy. Jak podało francuskie wojsko, w niedzielę na lotnisko w Timbuktu zeskoczyła cała wzmocniona kompania (około 120 żołnierzy) spadochroniarzy Legii Cudzoziemskiej. Na miejsce przewiozło ich pięć samolotów startujących z bazy na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Wsparcia udzieliło im kilka śmigłowców i dronów. Po tym jak Francuzi opanowali lotnisko i okolicę zaczekali na posiłki i wraz z oddziałami malijskiego wojska, które formalnie towarzyszy im we wszystkich działaniach, ale praktycznie pełni głównie funkcje reprezentacyjne, zablokowali główne drogi prowadzące z miasta. Do tej pory mieli nie napotkać istotnego oporu. Nie wiadomo, czy jacyś islamiści umocnili się w mieście. Francuzi chcą uniknąć walk w Timbuktu z racji na jego wartość historyczną. Przeszukanie zabudowań może zająć sporo czasu. Podobny schemat działania miał zostać zastosowany przy ataku na Gao. W nocy z piątku na sobotę podmiejskie lotnisko i kluczowy most nad rzeką Niger mieli opanować przewiezieni śmigłowcami komandosi. Następnie wsparli ich przerzuceni samolotami żołnierze z Czadu i Nigru, którzy mieli ruszyć do ataku na miasto. Po pewnym czasie na miejsce przybyła główna kolumna francusko-malijska nacierająca lądem z południa.
Przygotowania do fazy drugiej
Jak deklarują Francuzi, w dotychczasowych walkach nie napotkali istotnego oporu. Oficjalnie nie ponieśli jeszcze żadnych strat, poza pilotem śmigłowca, który otrzymał nieszczęśliwy postrzał podczas akcji w pierwszych dniach interwencji. Skala strat zadanych islamistom też nie jest znana. Najprawdopodobniej większość z nich wyrządzają naloty i komandosi, ale ich działania są tajne. Regularne oddziały Legii Cudzoziemskiej ograniczają się do likwidowania resztek oporu i zajmowaniu miast. Oznacza to, że islamiści przezornie wycofują się przed nacierającymi Francuzami, zgodnie z zasadami wojny asymetrycznej unikając walki z drastycznie silniejszym przeciwnikiem. Wycofali się z nawet północnego miasta Kidal, które zajęli ich byli sojusznicy, tuarescy rebelianci. Oznacza to, że radykalni islamiści nie kontrolują już żadnego dużego miasta. Jak deklarują przedstawiciele rebeliantów, swoje główne siły wycofali na górzyste, pustynne i odludne tereny północnego Mali. Oznacza to, że prawdopodobnie chcą przeczekać silną ofensywę Francuzów i zacząć podjazdową wojnę, gdy Paryż wycofa część swoich sił. Być może zastosują metody znane np. z Afganistanu, czyli zamachy i ataki przy pomocy IED, czyli min-pułapek.
Fala Francuzów z morza
Francuskie wojsko wydaje się jednak realistycznie podchodzić do długotrwałości interwencji w Mali. Do portu Dakar w Senegalu zawinął w poniedziałek duży okręt desantowy Dixmude typu Mistral, wyładowany ponad setką pojazdów i wiozący kilkuset żołnierzy tworzących improwizowaną grupę bojową GTIA 2, która ma ruszyć niedługo do stolicy Mali, Bamako. W weekend z Tulonu miał wypłynąć kolejny okręt z podobnym ładunkiem. Oznacza to, że Francja wysyła do Mali znaczne siły i jest gotowa na długotrwałą obecność. Operacja Serwal wydaje się być dotychczas modelowym przykładem interwencji, opartej o doświadczenia z Afganistanu czy Iraku. Problemem w opisywaniu najnowszej wojny Francuzów jest to, że nie dopuszczają do bezpośredniej strefy walk przedstawicieli mediów. Praktycznie nie ma więc szczegółowych informacji o działaniach wojskowych. Większość doniesień jest oparta o oficjalne oświadczenia, przecieki z wojska i rozmowy z mieszkańcami miast zajmowanych przez Francuzów.
Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EMA / armée de Terre