Napastnik, który w piątek otworzył ogień w kasyno w stolicy Filipin, Manili, miał duży dług i był uzależniony od hazardu. Zdarzenie nie było aktem terroru - oświadczyła w niedzielę filipińska policja. W ataku zginęło 37 osób.
- Powtarzamy, że nie był to akt terroru. Zdarzenie to było wynikiem działania jednego człowieka - wyjaśniał szef manilskiej policji Oscar Albayalde na konferencji prasowej.
"Sami nie potrafimy tego zaakceptować"
Poinformował również, że sprawcą był 42-letni Filipińczyk, Jessie Javier Carlos, ojciec trojga dzieci. Od 3 kwietnia miał on zakaz wchodzenia do kasyn w Manili, wydany na wniosek rodziny ze względu na jego uzależnienie. - Sprawa była kwestią sporną w kontaktach z jego żoną i rodzicami - tłumaczył Albayalde. Dodał, że mężczyzna od kilku lat wyprzedawał swój majątek.
Na konferencji prasowej obecna była również matka sprawcy zamachu. Płacząc, prosiła o wybaczenie.
- Sami nie potrafimy tego zaakceptować - mówiła. - Wnioskiem z tego, co przydarzyło się mojemu synowi, powinno być, by ludzie nie uzależniali się od hazardu, by nie niszczyć swoich rodzin - przestrzegała.
Atak w kasynie, strzały i pożar
Około północy z czwartku na piątek czasu lokalnego uzbrojony w broń szybkostrzelną Carlos wszedł do kasyna wchodzącego w skład centrum rozrywkowego Resorts World i zaczął strzelać wokół siebie, nie celując do ludzi, a trafiając w ekrany i telewizory. Następnie podpalił kilka stołów do gry. Potem odebrał sobie życie.
Wszystkie ofiary zdarzenia zmarły w wyniku uduszenia dymem z pożaru wywołanego przez napastnika.
Choć do przeprowadzenia zamachu niezwłocznie przyznało się dżihadystyczne tak zwane Państwo Islamskie, filipińskie władze niemal od początku wykluczały możliwość, by atak był zamachem terrorystycznym.
Autor: kg//now / Źródło: PAP