Rodzina jednego z członków załogi statku handlowego El Faro pozywa uznanego za zaginionego kapitana i właściciela kontenerowca na 100 mln dolarów - podaje CNN. Statek najprawdopodobniej zatonął dwa tygodnie temu w okolicach Bahamów, gdy na morzu szalał huragan Joaquin. Wśród załogi było pięciu Polaków.
Do sądu wpłynął pozew bliskich Lonnie Jordana, który był jedną z 33 osób na statku płynącego z Jacksonville na Florydzie do Portoryko. Jednostka była uszkodzona i stracono z nią kontakt 1 października po tym, jak znalazła się w zasięgu huraganu Joaquin.
Pochodzący z Jacksonville Jordan pracował na El Faro od 13 lat jako kucharz.
Pozew na 100 mln dolarów
- Pieniądze nam go nie zwrócą, wiem to. Ale chcemy coś zmienić i wielki biznes zrozumie to, kiedy uderzymy go po kieszeni - powiedział na konferencji prasowej prawnik Willie E.Gary, który przed sądem będzie reprezentował rodzinę domagającą się 100 mln dolarów.
Gary stwierdził, że 40-letni statek nie był zdolny do żeglugi, ale mimo to pływał, co świadczyć ma o chciwości właściciela, firmy Tote Services i Tote Maritime Puerto Rico. Jego zdaniem, koncern dysponował jeszcze jedną jednostką, więc powinien poświęcić zyski na koszt bezpieczeństwa swoich pracowników.
Adwokat oświadczył, że zgłosiło się do niego już kilka innych rodzin, które chcą pozwać właściciela"El Faro. - Mamy zamiar przeprowadzić to tak szybko, jak tylko się da - powiedział. - Nie pozwolimy, by nasze pozwy leżały, a rodziny cierpiały - dodał.
Właściciel odmawia komentarza
Tote Services nie komentuje zniknięcia El Faro, tłumacząc się trwającym śledztwem. Wcześniej spółka oświadczyła, że kapitan Michael Davidson został ustnie poinformowany, by unikać kontaktu z huraganem, co nie udało się, gdyż zawiódł napęd główny jednostki.
Pomimo kilkudniowych poszukiwań nie udało się znaleźć wraku. Z wody wyłowiono jedno ciało i przedmioty, które pochodziły ze statku. Akcję ratunkową zarzucono w ubiegłym tygodniu.
Najtragiczniejsza katastrofa od 30 lat
Kontenerowiec El Faro wypłynął z portu Jacksonville na Florydzie 29 września, mimo ostrzeżeń meteorologów, że Joaquin - do tamtej pory jedynie burza tropikalna - przybiera na sile i przekształca się w huragan. Statek o długości 240 metrów był obciążony kontenerami i samochodami. El Faro stracił łączność ze Strażą Przybrzeżną 1 października, po zgłoszeniu, że nabrał wody, a silniki straciły moc.
Amerykańskie media podkreślają, że śledczy będą próbować ustalić okoliczności wypadku, w tym, czy kapitan działał pod presją, by na czas dostarczyć towar i dlatego zdecydował się wypłynąć w morze mimo informacji o pogarszającej się pogodzie. Pojawiają się też zastrzeżenia do stanu technicznego i standardów bezpieczeństwa 40-letniego El Faro.
Była to najtragiczniejsza katastrofa statku płynącego pod banderą USA od ponad 30 lat.
Autor: pk\mtom / Źródło: CNN, PAP