Pilot rosyjskiego śmigłowca Mi-8, który wylądował w obwodzie charkowskim i przeszedł na stronę sił ukraińskich, udzielił wywiadu znanemu ukraińskiemu aktywiście i youtuberowi Wołodymyrowi Zołkinowi. Mówił, że Mi-8 wystartował w Kursku, leciał we wskazane miejsce na maksymalnie małej wysokości i w ciszy radiowej. W czasie wtorkowej konferencji prasowej w Kijowie Rosjanin stwierdził, że w czasie inwazji zbrojnej nie bombardował ukraińskich miast.
- Jesteś jeńcem? - zapytał pilota Wołodymyr Zołkin, który przeprowadza na YouTube rozmowy z walczącymi w Ukrainie Rosjanami, schwytanymi przez siły ukraińskie. - Nie. Znajduję się w wolnym kraju - odpowiedział Maksim Kuzminow. Trwająca ponad godzinę rozmowa ukazała się w poniedziałek wieczorem. Pytanie miało podważyć doniesienia pojawiające się na rosyjskich propagandowych kanałach na Telegramie, które pisały, że pilot rosyjskiego Mi-8 jest przetrzymywany w Ukrainie.
Na początku sierpnia tego roku 28-letni Kuzminow wylądował śmigłowcem Mi-8 w obwodzie charkowskim. Dokonał tego w wyniku operacji ukraińskiego wywiadu wojskowego.
Kuzminow powiedział, że operacja specjalna trwała sześć miesięcy. Jego matka przebywała w tym czasie w Ukrainie, została sprowadzona z Rosji przez służby ukraińskie. W obwodzie charkowskim śmigłowiec Mi-8 z załogą wylądował 9 sierpnia.
ZOBACZ TEŻ: Atak na Ukrainę. Relacja na żywo w tvn24.pl
- Miałem już przedtem kontakt z ukraińskim wywiadem. I już wtedy omawialiśmy możliwe rozwiązania. Czyli trasy mojego lotu. Najkorzystniejsza z nich prowadziła z Kurska. Miałem wystartować stamtąd. Było blisko - mówił Rosjanin.
Po uzgodnieniu trasy pilot miał przygotowany "korytarz przejścia", leciał we wskazane miejsce na maksymalnie małej wysokości i w ciszy radiowej. - Powitano mnie bezpiecznie, wszystko poszło dobrze – dodał.
"Nadal chciałby latać"
Pilot mówił, że sam zaproponował ukraińskim służbom, że się podda. Nie chciał walczyć. Wyznał, że będąc w Ukrainie, nadal chciałby latać.
Co zrobi rosyjska propaganda po ukazaniu się naszego wywiadu? - zapytał pilota Zołkin. - Ogłosi, że jestem zdrajcą - padła odpowiedź.
Rosyjscy propagandowi blogerzy informowali, że "załoga Mi-8 straciła orientację, a śmigłowiec przez pomyłkę wylądował na lotnisku w Ukrainie". Pytany o to Kuzminow odpowiedział, że "to nie jest możliwe", że piloci nie uwierzyliby w takie doniesienia.
Kot dowódcy
Pilot był także pytany o to, czy w rosyjskiej armii zdarzały się przypadki nielogicznego i irracjonalnego wykorzystania pilotów i lotnictwa. W odpowiedzi stwierdził, że "takich przypadków było mnóstwo". Opowiedział historię z kotem dowódcy. - Nasz dowódca musiał przewieźć kota, rasowego. W tym celu przydzielono dwie załogi Mi-8 i Mi-24. Dwa śmigłowce transportowało to cudowne zwierzę - relacjonował.
Kuzminow mówił, że Mi-8 leciał z kotem na pokładzie, a Mi-24 "krążył i osłaniał" tę maszynę. Rosjanin dodał, że na pokładzie dwóch maszyn były trzyosobowe załogi. Lot trwał około godziny. Nie powiedział wprost, że pilotował wówczas śmigłowiec, ale z jego wypowiedzi wynikało, że tak. - Zużyto dużo paliwa - stwierdził.
Rosjanin mówił, że załogi rosyjskich maszyn są przemęczone, a rosyjskie siły powietrzne nie mają wystarczającej liczby pilotów.
Opisując stosunek dowódców do podwładnych w armii rosyjskiej rozmówca ukraińskiego youtubera stwierdził, że "rosyjscy żołnierze są pozostawieni na pastwę losu, a dowódcy mają dość własnych problemów".
Los załogi Mi-8
W rozmowie z ukraińską sekcją Radia Swoboda, która ukazała się pod koniec sierpnia, szef ukraińskiego wywiadu Kyryło Budanow ujawnił, co spotkało dwuosobową załogę Mi-8 po wylądowaniu w obwodzie charkowskim.
Budanow mówił, że członkowie załogi śmigłowca, którzy "zorientowali się, gdzie wylądowała maszyna i próbowali uciec" zostali zabici. Budanow utrzymywał, że "chciano ich pojmać żywych, ale się nie udało".
W czasie wtorkowej konferencji prasowej w Kijowie Kuzminow stwierdził, że "w końcowej fazie operacji namawiał członków załogi do poddania się stronie ukraińskiej, ci jednak przestraszyli się, zaczęli zachowywać się agresywnie i po wylądowaniu uciekli w stronę rosyjskiej granicy". - Nie znam ich dalszych losów, (...) niewykluczone, że zostali zlikwidowani - powiedział.
Po przekroczeniu granicy
Kuzminow powiedział również, że popołudniem 9 sierpnia wystartował z lotniska Kursk do obwodu charkowskiego – około 20 km od granicy. W rejonie miasta Szebiekino (w obwodzie biełgorodzkim) leciał na wyjątkowo małej wysokości – zaledwie pięciu-dziesięciu metrów.
Po bezpośrednim przekroczeniu granicy zaczęto strzelać w kierunku pilotowanego przez niego śmigłowca. - Nie jestem pewien, kto zaczął, ale zakładam, że była to strona rosyjska. Zostałem ranny w nogę. Przeleciałem około 20 kilometrów i wylądowałem - opowiadał.
Pilot utrzymywał, że wcześniej wykonywał jedynie operacje transportowe w celu transportu żołnierzy lub ładunków, ale nie bombardował ukraińskich miast. Był w Mariupolu w Berdiańsku, miastach okupowanych obecnie przez wojsko rosyjskie.
Źródło: nv.ua, tvn24.pl, Ukraińska Prawda
Źródło zdjęcia głównego: Wywiad wojskowy Ukrainy