Z wyraźną misją wsparcia proamerykańskich władz wizytowała Liban amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton. Za sześć tygodni Libańczycy pójdą do urn i wybiorą nowy parlament.
- Mieszkańcy Libanu muszą być w stanie wybierać swoich własnych przedstawicieli w przejrzystych i sprawiedliwych wyborach, bez przemocy, zastraszania i obcych wpływów - oświadczyła szefowa amerykańskiej dyplomacji i zapowiedziała wspieranie "głosów umiarkowania w Libanie i odpowiedzialnych instytucji" państwowych.
Te "głosy umiarkowania" to proamerykański rząd, który w najbliższych wyborach 7 czerwca może ponieść klęskę ze strony szyickiego radykalnego Hezbollahu i jego sojuszników.
Waszyngton z Hezbollahem nie rozmawia
Hezbollah figuruje na amerykańskiej liście organizacji terrorystycznych od 1997 roku. Nowa administracja prezydenta Baracka Obamy potwierdziła, że nie zamierza prowadzić rozmów z popieranym przez Iran i Syrię ruchem, chociaż z samym Teheranem i Damaszkiem Waszyngton chce rozmawiać.
W czasie swej trzygodzinnej wizyty w Libanie Clinton spotkała się również z prezydentem Michelem Suleimanem i oddała hołd byłemu premierowi Rafikowi Haririemu, zamordowanemu w 2005 roku. O tę zbrodnię część antysyryjskich polityków libańskich podejrzewa agentów syryjskich służb specjalnych.
Źródło: PAP