Chiny ostrzegają USA. "Czerwona linia, której nie można przekroczyć"

Źródło:
PAP, BBC

Ministerstwo spraw zagranicznych Chin oskarżyło w niedzielę sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena o wysłanie "poważnie błędnego sygnału separatystom z Tajwanu". Wcześniej Blinken pogratulował zwycięstwa w wyborach prezydenckich Laiowi Ching-te. Chiny skrytykowały także inne kraje za wyrazy wsparcia dla prezydenta-elekta Tajwanu.

W sobotnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich na Tajwanie 64-letni Lai Ching-te z Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) zdobył około 40 proc. głosów. Tajwan opowiedział się tym za status quo, zwłaszcza w stosunkach z potężnym sąsiadem - Chinami. Partia Laia popiera niepodległość Tajwanu, dlatego uważana jest przez Pekin za separatystyczną.

CZYTAJ WIĘCEJ: Wybory na Tajwanie. Zwycięzca deklaruje "bronić przed groźbami ze strony Chin"

W sobotę sekretarz stanu USA Antony Blinken pogratulował Laiowi zwycięstwa w wyborach, a wszystkim Tajwańczykom – że "po raz kolejny pokazali siłę solidnego systemu demokratycznego i procesu wyborczego".

Ostra reakcja Pekinu

Ministerstwo spraw zagranicznych Chin oskarżyło w niedzielę szefa amerykańskiej dyplomacji o wysłanie "poważnie błędnego sygnału separatystom z Tajwanu". "Słowa Blinkena naruszają obietnicę USA, że będą utrzymywać jedynie kulturalne, gospodarcze i inne nieoficjalne powiązania z Tajwanem, a Chiny przekazały już oficjalny komunikat stronie amerykańskiej w związku z tym oświadczeniem" - stwierdziło ministerstwo spraw zagranicznych w Pekinie.

Chiński resort podkreślił, że ​​kwestia Tajwanu jest "pierwszą czerwoną linią, której nie można przekroczyć w stosunkach Chiny-USA".

Pekin oświadczył, że "Chiny stanowczo sprzeciwiają się utrzymywaniu przez Stany Zjednoczone jakiejkolwiek formy oficjalnych interakcji z Tajwanem i ingerowaniu w sprawy Tajwanu w jakikolwiek sposób i pod jakimkolwiek pretekstem".

Chiny skrytykowały także inne kraje za wyrazy wsparcia dla prezydenta-elekta Tajwanu. Jako "niewłaściwe działania" określiła ambasada Chin w Londynie słowa brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Davida Camerona, który pogratulował Laiowi oraz jego partii i stwierdził, że wybory były "świadectwem tętniącej życiem demokracji na Tajwanie". "Wzywamy Wielką Brytanię do uznania stanowiska, że Tajwan jest chińską prowincją, do ostrożnego podejścia do spraw związanych z Tajwanem, zgodnie z zasadą jednych Chin, do zaprzestania wygłaszania wszelkich uwag, ingerujących w wewnętrzne sprawy Chin" – stwierdziła chińska placówka dyplomatyczna w Londynie.

Ambasada Chin w Japonii posunęła się nawet do złożenia oficjalnego protestu dyplomatycznego, po tym, jak japońska minister spraw zagranicznych Yoko Kamikawa pogratulowała Laiowi zwycięstwa. Kamikawa nazwała Tajwan "niezwykle kluczowym partnerem i ważnym przyjacielem", ale w tym samym oświadczeniu stwierdziła również, że stosunki robocze z Tajpej mają charakter "pozarządowy". "Uroczyście wzywamy stronę japońską, aby powstrzymała się od zakłócania pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej oraz w stosunkach Chiny-Japonia" – zakomunikowała chińska ambasada w Tokio.

Z kolei Xiao Qian, ambasador Chin w Australii, opublikował w piątek w "The Australian" artykuł, w którym ostrzegł rząd w Canberze przed nieokreślonymi niebezpieczeństwami, jeśli miałby on wspierać "siły niepodległościowe Tajwanu". "Jeśli Australia zostanie przywiązana do rydwanu tajwańskich sił separatystycznych, naród australijski zostanie zepchnięty na krawędź przepaści" – napisał chiński dyplomata.

Wybory na Tajwanie

Lai Ching-te z rządzącej na Tajwanie Demokratycznej Partii Postępowej zdobył w sobotnich wyborach 40 proc. głosów i pokonał Hou Yu-ih z Partii Nacjonalistycznej (Kuomintang, KMT) oraz Ko Wen-je z Tajwańskiej Partii Ludowej (TPP), którzy zdobyli odpowiednio 26 proc. i 33 proc. głosów. Zarówno KMT jak i TPP opowiadają się za zbliżeniem z rządzonymi przez komunistów Chinami, które potępiły Laia jako "separatystę" i "wichrzyciela".

Rząd w Pekinie formalnie nigdy nie sprawował władzy nad Tajwanem, ale twierdzi, że rządzona demokratycznie wyspa jest "nierozerwalną" częścią chińskiego terytorium i "zbuntowaną prowincją".

Chiński przywódca Xi Jinping i minister spraw zagranicznych Wang Yi wielokrotnie ostrzegali, że chińskie wojsko jest gotowe zająć Tajwan siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba, a tegoroczny wyścig prezydencki określali jako "wybór między wojną a pokojem".

Autorka/Autor:momo/gp

Źródło: PAP, BBC