Koniec "fabryki świata"? Chińska gospodarka właśnie ginie od własnej broni

Źródło:
tvn24.pl

Wielkie koncerny uciekają za granicę, gospodarka zwalnia, bezrobocie bije rekordy - tak można opisać obecną kondycję gospodarczą Chin. Po latach niebywałego sukcesu Pekin musi sam zmierzyć się z problemami, które dotąd - jako "fabryka świata" - stwarzał jedynie innym. A w niedemokratycznym świecie oznacza to walkę o przetrwanie.

Uczynienie Chin "fabryką świata" prawdopodobnie było największym osiągnięciem komunistycznych władz w Pekinie. Dzięki temu sukcesowi reżim nie tylko utrzymał władzę, ale też uczynił Chiny drugą największą gospodarką świata. Zdołano dokonać czegoś, wydawałoby się, niemożliwego - połączyć socjalistyczną gospodarkę z kapitalistycznym rynkiem. Dzięki licznej i bezlitośnie wykorzystywanej sile roboczej, sztucznie utrzymywanym kursie własnej waluty oraz monstrualnym subsydiom Chiny zaoferowały światu możliwość wytwarzania niemal wszystkiego taniej, szybciej i bez patrzenia na środowisko naturalne.

Ale oprócz supertanich produktów Chiny przynosiły jednocześnie reszcie świata likwidację miejsc pracy i bankructwa lokalnych firm, które nie wytrzymywały nierównej konkurencji. Bo skoro zabawka, lodówka czy opona przestają być produkowane lokalnie, a zaczynają być produkowane w Chinach - to chińscy pracownicy odbierali w ten sposób komuś pracę. Ten system trwał latami, pozwalając Chinom zgromadzić niebywałe rezerwy walutowe, a resztę świata pozostawiając z rozpędzonym przez "chińszczyznę" konsumpcjonizmem.

Ale ten czas właśnie zaczyna się kończyć.

ZOBACZ TEŻ: "Czarne chmury" nad globalną gospodarką. "Prognozy są najbardziej pesymistyczne od trzech dekad"

Koniec "fabryki świata"

Jak to możliwe? Czy Chiny nie są już najtańszym miejscem dla produkcji z całego świata? Nie są. W praktyce nigdy nie były najtańsze, ale dziś dodatkowo inwestowanie w Chinach staje się też ryzykowne. Najpierw w 2018 roku rozpoczęła się wojna handlowa Chin z USA, w ramach której chińska produkcja została obłożona wysokimi cłami. Potem doszła do tego dławiąca globalny popyt pandemia COVID-19 oraz fatalna polityka "zero covid", przez którą koronawirus dławił chińską gospodarkę przez niemal trzy lata.

Do tego doszły rosnące, systemowe problemy gospodarcze Chin (dekoniunktura) oraz malejące zaufanie rynków co do przewidywalności chińskich władz. Działające w Chinach międzynarodowe koncerny już nie tylko muszą godzić się na cenzurę, problemy z dostępem do wypracowanych w Chinach zysków oraz niezgodne z przepisami Światowej Organizacji Handlu zasady. Obecnie każda zagraniczna firma musi także godzić się na posiadanie wysłanego przez chińską partię oficera politycznego, który na bieżąco monitoruje jej działanie.

ZOBACZ TEŻ: Powtarza się scenariusz sprzed 90 lat. "Zaniepokojona Azja szykuje się do wojny"

Firmy uciekają z Chin

Najpoważniejszym z tych problemów Chin okazuje się jednak polityka i nałożone z inicjatywy USA cła, przez które z Chin zaczęły uciekać wielkie koncerny. Apple zapowiedział przeniesienie części swojej produkcji do Indii i Wietnamu, Samsung już zdążył całkowicie zakończyć w Chinach produkcję swoich telefonów. Podobnie dzieje się w innych branżach: z budowy nowej fabryki w Chinach zrezygnowało Volvo, w trakcie przenoszenia swoich fabryk do innych państw azjatyckich jest obecnie kilka największych marek odzieżowych na świecie, m.in. Adidas.

Co więcej, na podobny ruch zaczynają decydować się już nie tylko koncerny zagraniczne, ale także niektóre chińskie przedsiębiorstwa. Na przykład osiągający miliardowe przychody JinkoSolar, jeden z największych na świecie producentów paneli fotowoltaicznych. Najpierw w 2021 roku import jego produktów zaczął być blokowany przez USA z powodu podejrzeń o wykorzystywanie pracy niewolniczej, potem doszło do nalotów amerykańskich służb na biura JinkoSolar na Florydzie. W sytuacji nasilającej się wojny handlowej między USA i Chinami prowadzenie globalnego biznesu stało się coraz trudniejsze.

Najprostszym rozwiązaniem staje się więc dla wielu przeniesienie produkcji poza Chiny. W ten sposób chińskie firmy mogą uniknąć karnych ceł, ale działanie to jednocześnie przenosi chińskie miejsca pracy gdzie indziej. Wiele państw już odnosi z tego korzyści, zwłaszcza w Azji Południowo-Wschodniej, ale nie tylko. Znacznym beneficjentem tych zmian jest też choćby Meksyk, w którym chińskie inwestycje (łącznie z Hongkongiem) już sześciokrotnie zwiększyły swoją wartość od 2015 roku.

ZOBACZ TEŻ: "Chiny są rozczarowane Rosją. Będą teraz wyciskać ją jak cytrynę"

Zabójcze bezrobocie

Dla Chin ta sytuacja jest jednak niezwykle groźna. Rozkręcająca się ucieczka firm i marek z chińskiego rynku to nie tylko strata pieniędzy, ale też nasilanie innego, szczególnie delikatnego problemu - bezrobocia. Pozornie nie jest z nim tak źle: w kwietniu ogólna stopa bezrobocia wyniosła w Chinach 5,2 proc., dla Polski takie bezrobocie to bardzo dobry wynik. W Chinach rzeczywistość jest jednak znacznie gorsza: bezrobocie wśród młodzieży wzrosło do rekordowych 20,4 proc., co świadczy o kurczeniu się chińskiego rynku pracy. Przede wszystkim zaś, oficjalne dane eksperci dość powszechnie uznają za mało wiarygodne, a rzeczywistą stopę bezrobocia szacują na poziomie trzykrotnie wyższym. Ocenia się, że tylko w ostatnich trzech latach pracę stracić miały aż 54 miliony Chińczyków.

Także działania Pekinu nie pozostawiają wątpliwości, że bezrobocie staje się coraz bardziej palącym problemem. Władze zmuszają państwowe spółki do tworzenia fikcyjnych, zbędnych miejsc pracy, zakazują grupowych zwolnień, inicjują absurdalną dla obserwatorów z zagranicy kampanię wysyłania bezrobotnych młodych na wieś. Ale działania te służą jedynie maskowaniu problemu. W kraju, w którym niemal nie ma systemu zabezpieczeń społecznych, a ludność od dekad była bezlitośnie wykorzystywana przez pracodawców, brak pracy budzi teraz szczególną frustrację.

ZOBACZ TEŻ: Zegar tyka. Zostało jeszcze 27 lat

Chińska umowa społeczna

Póki co sytuacja gospodarcza Chin nie jest jeszcze najgorsza i najprawdopodobniej będą one jeszcze długo produkować na eksport. Pekin nie ma jednak wyboru i musi szukać nowych rozwiązań, ponieważ na sukcesie gospodarczym oparta jest cała jego władza. Po masakrze na placu Tiananmen i zmiażdżeniu chińskich marzeń o reformach politycznych w Chinach nastąpił tzw. konsensus pekiński. Powstała niepisana umowa społeczna, w ramach której naród godzi się na niedemokratyczne rządy partii komunistycznej w zamian za utrzymywanie wzrostu gospodarczego i szanse na stałe poprawianie poziomu swojego życia.

Możliwy koniec "fabryki świata" oznaczałby jednak także koniec tego konsensusu, a Chińczycy straciliby główny argument za niewystępowaniem przeciwko swoim władzom. Stawka jest więc bardzo wysoka. Pekin ma tutaj dwa rozwiązania: wycofanie się z wojny gospodarczej z USA, albo ożywienie rynku wewnętrznego i przekierowanie na niego chińskiej produkcji. Pierwsza możliwość odpada z powodów politycznych, druga - mimo starań - jak dotąd się nie udaje.

Jeżeli chińskie władze nie znajdą sposobu na uzdrowienie gospodarki, na horyzoncie pojawi się jeszcze trzecia możliwość - najgorsza. Byłoby nią odwrócenie uwagi od problemów wewnętrznych poprzez szukanie wrogów zewnętrznych. W chińskich rządowych mediach już widać nasilanie się antyamerykańskiej retoryki. Szukanie wrogów zewnętrznych to też najczarniejszy scenariusz dla zagrożonego chińską inwazją Tajwanu i wszystkich pozostałych sąsiadów Chin.

Problemy gospodarcze Chin nikogo nie powinny więc cieszyć.

ZOBACZ TEŻ: Tajwan i Chiny - o co chodzi? Czy Tajwan to państwo i dlaczego jest taki ważny. Odpowiadamy

Autorka/Autor:

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock