|

"Czerwone" samochody wysłane do Europy na chwałę komunizmu

Chińskie samochody szturmem zdobywają europejskie rynki
Chińskie samochody szturmem zdobywają europejskie rynki
Źródło: Tong_stocker/Shutterstock
Najpierw pojawiły się chińskie samochody, potem ruszyła machina reklamowa. Wielkie agencje robią wszystko, by przy pomocy influencerów i manipulacji pojazdy te jak najszybciej zdobyły nasz rynek. Milczą tylko o jednym - że chińskie samochody to broń, którą komunistyczny reżim w Pekinie chce walczyć z Zachodem, a siebie utrzymać przy władzy.Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • Chińskie samochody szturmem wchodzą na polski rynek. Dwa lata temu niemal ich nie było, w tym roku sprzedanych zostanie już około 40 tysięcy.
  • Nagłe pojawienie się chińskich marek to polityczna decyzja komunistycznych władz w Pekinie.
  • Aby obniżać cenę samochodów, Chiny m.in. masowo wykorzystują pracę przymusową przy produkcji aluminium.
  • Oto skąd się wzięły chińskie samochody i czego nie powiedzą nam w salonach.

Chińskie samochody nagle stały się światowym fenomenem. Tylko w 2024 roku Chiny wyeksportowały ich niemal 6 milionów. Pojazdy z Państwa Środka zalewają kolejne rynki i szybko przekonują do siebie klientów. Trudno się dziwić - po latach stagnacji, cementowanej rosnącymi cenami, nagle pojawiła się szeroka oferta wysokiej jakości samochodów w rewelacyjnych cenach.

Wiele osób zaczęło poważnie rozważać kupno samochodu z Chin, tak samo jak wcześniej kupowało chińskie AGD, elektronikę czy zabawki. Dzięki wejściu "Chińczyków" na rynek motoryzacyjny wiele osób mogło wrócić do odkładanych od dawna planów wymiany swojego samochodu, nierzadko po raz pierwszy rozważając kupno nowego pojazdu prosto z salonu.

Tak zaczął się boom, który zaskoczył nawet ekspertów od motoryzacji. Każdy miesiąc to kolejne niewiarygodne rekordy - w sierpniu chińscy producenci łącznie sprzedali już w Europie więcej samochodów niż takie potęgi jak Audi czy Renault. A Polska jest dla Chin jednym z najszybciej rosnących rynków zbytu.

Aby śrubować te wzrosty, w ślad za chińskimi samochodami do Polski przybyły właśnie potężne kampanie promocyjne we wszystkich środkach przekazu. Na wjazdach do dużych miast stanęły ogromne reklamy nowoczesnych SUV-ów, mnożą się salony oferujące chińskie samochody, do ich promocji gorączkowo szuka się polskich influencerów.

Wraz z tymi reklamami pojawiła się fala manipulacji, które mają przekonywać europejskich odbiorców do chińskich firm "znikąd". Na przykład o hitowej na polskim rynku marce MG Motors, w przypadku której przy każdej okazji podkreśla się, że jest to niby firma brytyjska - choć w rzeczywistości to część chińskiego molocha, państwowego przedsiębiorstwa SAIC, które produkuje samochody w Ningde, Shengzhou, Nankinie i Szanghaju. "Brytyjskość" istnieje tylko w reklamie. Chińczycy naciągają tu rzeczywistość, wykorzystując fakt, że kupili prawa do założonej sto lat temu w Wielkiej Brytanii marki samochodów MG, która w 2005 roku ogłosiła upadłość. Na stronie MG Motors próżno jednak szukać tych informacji.

Można pomyśleć: samochód to samochód, nieważne, kto go produkuje. U wielu jednak tak nagłe pojawienie się chińskich samochodów zapala czerwoną lampkę - skoro są dobre, to dlaczego nie było ich wcześniej? I dlaczego różne marki z Chin pojawiają się niemal jednocześnie w całej Europie? Odpowiedź na te pytania nie będzie przyjemna. Bo to "czerwone samochody", wysłane do Europy na chwałę Komunistycznej Partii Chin.

Samochody na dopingu

Chińskie samochody są tak tanie, bo są sprzedawane poniżej wartości. Chiński rząd zwyczajnie dopłaca nam, byśmy w Polsce i reszcie Europy je kupowali. Eksperci udowodnili to już dawno, o zjawisku tym zrobiło się zaś głośno jesienią 2024 roku. To wtedy Stany Zjednoczone, a następnie Unia Europejska wprowadziły cła na samochody z Chin - na razie tylko te o napędzie elektrycznym.

W przypadku USA cła te szybko sięgnęły poziomu nawet 250 procent, de facto całkowicie wstrzymując napływ chińskich "elektryków". Także pozostałe chińskie samochody zostały obłożone przez Waszyngton dodatkowymi cłami. Cła nałożone na chińskie samochody elektryczne przez UE były niższe, maksymalnie 35-procentowe, ich wysokość zależała zaś od konkretnego chińskiego producenta. Bruksela bardzo starała się bowiem uniknąć gniewnej reakcji Pekinu. Opublikowała nawet ogromny raport wyliczający każdej z chińskich marek, ile dostaje "nieuczciwych subsydiów rządowych", które zagrażają "szkodą gospodarczą dla unijnych producentów".

- Chińskie samochody są tak tanie, bo jak wyliczyła Unia Europejska - od 20 do prawie 40 procent kosztów ich produkcji jest subsydiowane - tłumaczy Jakub Jakóbowski, ekspert ds. Chin i wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). - Skala tych subsydiów jest większa niż cokolwiek, co mamy w Europie, to ogromna interwencja chińskiego państwa w gospodarkę - podkreśla.

Czytaj także: