Polacy zabierają pracę, zajmują kolejkę w przychodni i nie znają angielskiego. A przede wszystkim nie głosują w brytyjskich wyborach, dlatego główni kandydaci korzystają z niechęci części Brytyjczyków do imigrantów ze Wschodu. I zbijają na niej polityczny kapitał.
- Słyszałem, że można dostać pracę przy budowie stadionu olimpijskiego. Ale tam wszystkim rządzą Polacy. Nie jesteś Polakiem - nie dostaniesz pracy. Rząd pozwolił im tu przyjechać i robić co chcą – takie opinie nie trudno usłyszeć na ulicach Londynu.
Imigracja to stały motyw brytyjskich kampanii wyborczych. Ale ta kampania jest szczególna - kryzys gospodarczy sprawił, że obywatele bardziej zwracają uwagę, czy funtów wystarczy dla wszystkich. Przyjezdny jest konkurentem i to nie tylko na rynku pracy, ale i w kolejce po dobra socjalne. Takie jak służba zdrowia, która, według dziennikarza „Newsweeka” Marka Rybarczyka, pozostawia wiele do życzenia.
Orwellowska przychodnia
- Jeśli jedzie się na pogotowie, to wchodzi się na taką orwellowską salę, gdzie jest wyświetlacz i na tym wyświetlaczu widnieje liczba 135. To oznacza, że przed nami jest 135 osób w kolejce – wspomina.
Można w Wielkiej Brytanii znaleźć szkoły, gdzie dla 95 procent uczniów językiem ojczystym nie jest język angielski. Matthew Day, korespondent "The Daily Telegrach".
Brytyjska publiczna służba zdrowia jest, podobnie zresztą jak Polska, w permanentnym kryzysie finansowym. Przynajmniej zdaniem pacjentów. Winnych tego stanu rzeczy, zwłaszcza w ostatnich latach, nader chętnie znajdują w imigrantach. Podobne podejście panuje w kwestii oświaty. - Można w Wielkiej Brytanii znaleźć szkoły, gdzie dla 95 procent uczniów językiem ojczystym nie jest język angielski – przyznaje Matthew Day, korespondent "The Daily Telegrach".
"Polak dla nich stał się synonimem imigranta"
To także pokłosie wielkie fali imigracji z państw nowej Unii, które, tak jak Polska, dołączyły w 2004 roku. - Polaków jest najwięcej. Polak dla nich stał się synonimem imigranta z Europy Wschodniej czy Środkowej – mówi Artur Kozak z portalu mojawyspa.co.uk.
Słowo "Polska" z ust kandydatów na premiera padło raz, podczas trzeciej debaty wyborczej. - Gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, mówiono nam, że Polaków przyjedzie trzynaście tysięcy. Jest prawie milion - stwierdził David Cameron. Lider partii konserwatywnej zapowiada wprowadzenie ograniczenia dla przyjezdnych.
Gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej, mówiono nam, że Polaków przyjedzie trzynaście tysięcy. Jest prawie milion. David Cameron w debacie
Zły sojusz z Polakami?
Lider liberałów też wyraźnie dał do zrozumienia, że nie ma o Polakach, przynajmniej niektórych, najlepszego zdania - Co dobrego dla Brytyjczyków wynika z faktu, że w Unii Europejskiej zrzeszyliście się z grupą świrów, antysemitów i homofobów? – pytał podczas drugiej debaty Nick Clegg, pijąc do wspólnej frakcji konserwatystów, PiS i czeskiego ODS w europarlamencie. - Krytycy partii konserwatywnej wypominają jej ten sojusz. PiS, w oczach wielu Brytyjczyków, ma opinię partii zbyt zacofanej, jak na XXI wiek – wyjaśnił Matthew Day.
Do tej pory na rozgoryczonych z powodu imigracji i zbliżenia z Unią obywateli liczyła przede wszystkim partia nacjonalistyczna. Jednak podczas wyborów głosy eurosceptyków zbierają też pozostałe ugrupowania.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24