Carla Bruni zdradziła w wywiadzie dla włoskiej telewizji RAI, że przed ślubem była "bardziej lewicowa". Ale zmieniła się, choć - jak podkreśla - prezydent Francji Nicolas Sarkozy nigdy ją o to nie prosił.
Najpierw w popularnym włoskim talk-show "Che tempo che fa" ("Jaka jest pogoda") zaśpiewała dwie swoje piosenki, a później opowiadała o tym, jak zmieniło się jej życie po wyjściu za Sarkozy'ego juz prawie rok temu.
Aspekt ludzki kontra techniczny
- Przed wyjściem za mąż moje poglądy były bardziej lewicowe, ale nigdy nie byłam naprawdę wojująca, moje poglądy były bliższe socjalistom - wyznała Bruni. - Poznając mnie, poślubiając mnie (Nicolas Sarcozy - red.) znał moje poglądy i nigdy nie prosił mnie, bym je zmieniła. On nie uważa mnie za osobę lewicy, bo mówi, że jestem bardziej złożona, że ja widzę ludzki aspekt, a on techniczny - dodała.
Poproszona o definicje lewicowości powiedziała, że to "czuć się poruszonym przez problemy innych, zdawać sobie sprawę z wielkich niesprawiedliwości, doświadczanych przez innych, nie żyjąc nimi".
Nie mówię Sarko, co ma robić
W swoim pierwszym po ślubie wywiadzie dla Rai Tre powiedziała, że nie ingeruje w politykę i od tej strony nie wywiera na prezydenta Francji presji. - Nigdy nie mieszam się w życie polityczne, nigdy nie mówię mojemu mężowi, jakie mam zdanie o tym czy innym ministrze, mówię, co myślę jako osoba - dodała jednak.
Dodała też, że nie wbrew powszechnym opiniom nie mieszka w złotej klatce. Mam dużo wolności - krótko skomentowała utarte przekonania.
Miodowy miesiąc trwa
Choć zauważyła, że jej podróż poślubna "to był spacer", który trwał 20 minut, uznała, że miesiąc miodowy jeszcze się nie skończył. - Nasz miodowy miesiąc jeszcze trwa, bo mamy mało czasu - powiedziała odnosząc się do przypadającej 2 lutego pierwszej rocznicy ślubu. Według niej Nicolas Sarkozy jest tak zajęty, że nie będzie miał ochoty "na tańce".
Carla Bruni ujawniła, że swemu mężowi na przypadające 28 stycznia 54. urodziny podaruje odręczny list, napisany przez wielką osobistość, prawdopodobnie Charlesa de Gaulle'a.
Źródło: PAP