Ostatnie słowa Michaela Jacksona były prośbą o "mleko", jak sam nazywał lek nasenny propofol - powiedział uznany za winnego nieumyślnego spowodowania śmierci piosenkarza jego lekarz, dr Conrad Murray. Grozi mu za to do 4 lat więzienia.
Murray miał tak relacjonować ostatnie chwile pacjenta w filmie dokumentalnym na temat Jacksona "Michael Jackson and The Doctor: A Fatal Friendship". Za pomoc w jego realizacji lekarz dostał ponoć milion dolarów. Materiał ma być wyemitowany jeszcze w tym tygodniu, ale dotarł już do niego plotkarski portal TMZ.
- Prosił i błagał by dać my trochę "mleka", bo to była jedyna rzecz, która działała - powiedział Murray. Dodał też, że Jackson wyglądał na rozhisteryzowanego i przypominał postać ze swojego słynnego teledysku "Thriller".
Ucieczka przez paparazzi
Osobisty lekarz Jacksona opisywał też w dokumencie, że wiele razy uciekał z nim w tajemnicy przez fanami i paparazzi z licznych posiadłości piosenkarza.
Jackson miał ukrywał się na tylnym siedzeniu jego samochodu, a ochronie polecano, by za nimi nie jechała (by nie wzbudzać podejrzeń). - Lubił to małe ryzyko - powiedział Murray.
Wspominał też, że Jackson przez bardzo długi czas nie miał manicure i pedicure i chodził na obolałych stopach. Dopiero gdy Murray wezwał odpowiedniego specjalistę, wszystko uległo znaczącego poprawie. - Po raz pierwszy tańczył nie czując bólu. To było niesamowite - powiedział osobisty lekarz króla pop.
W oczekiwaniu na wyrok
W poniedziałek Conrad Murray został uznany winnym nieumyślnego spowodowania śmierci Michaela Jacksona. Grozi mu do 4 lat więzienia.
Wyrok zostanie ogłoszony 29 listopada. W tej chwili 59-letni kardiolog przebywa w więzieniu w Los Angeles, najprawdopodobniej pod specjalnym nadzorem po to, by nie popełnił samobójstwa (tzw. suicide watch).
Źródło: "Daily Telegraph"
Źródło zdjęcia głównego: Arch. TVN24