Bin Laden nie żyje, końca wojny nie widać


Prezydent Barack Obama z dumą ogłosił światu zabicie Osamy bin Ladena, ale analitycy ostrzegają, że eliminacja lidera Al-Kaidy wcale nie oznacza, że afgańscy talibowie zaprzestaną walk albo że od razu poprawią się napięte stosunki Waszyngtonu z Pakistanem. Oba kraje: Afganistan i Pakistan są kluczowe dla prowadzonej przez USA od zamachów 11 września wojny z terroryzmem.

Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) oświadczyły w komunikacie, że śmierć Osamy bin Ladena jest ogromnym ciosem dla Al-Kaidy i członków tej organizacji terrorystycznej.

- W dowodzonych przez NATO siłach już wcześniej wprowadzono najwyższy poziom zagrożenia w związku z ogłoszeniem w niedzielę przez talibów rozpoczęcia wiosennej ofensywy - podkreślono w oświadczeniu. Mimo to po śmierci bin Ladena ISAF podjął "odpowiednie środki tam, gdzie było to konieczne".

Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen oświadczył, że śmierć przywódcy Al-Kaidy, który zginął wskutek akcji amerykańskich sił specjalnych w Pakistanie, to "znaczny sukces" na rzecz bezpieczeństwa państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jednocześnie Rasmussen zaznaczał, że misja Sojuszu w Afganistanie musi być kontynuowana. Siły ISAF liczą ok. 132 tys. żołnierzy, z których dwie trzecie to Amerykanie.

Zabicie bin Ladena nie zmienia faktu, że w Afganistanie mamy do czynienia z powstaniem, które stanowi zagrożenie dla przetrwania afgańskiego rządu. I że Pakistan jest beznadziejnym przypadkiem, który stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa w regionie Zachodni dyplomata w Kabulu

Analitycy cytowani przez Reutera podkreślają jednak, że nie można się spodziewać szybkiego końca problemów w Afganistanie i Pakistanie, gdzie USA zaangażowały się militarnie i finansowo, by wytępić talibów, oddalając tym samym zagrożenie kolejnego ataku terrorystycznego porównywalnego do zamachów z 11 września.

Zdaniem wysokiego rangą zachodniego dyplomaty w Kabulu, cytowanego przez agencję Reutera, Amerykanie i ich sojusznicy muszą pamiętać, że wciąż jest wiele do zrobienia.

- Zabicie bin Ladena nie zmienia faktu, że w Afganistanie mamy do czynienia z powstaniem, które stanowi zagrożenie dla przetrwania afgańskiego rządu. I że Pakistan jest beznadziejnym przypadkiem, który stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa w regionie - argumentował mężczyzna.

W Afganistanie wciąż wrze

Według ogłoszonego w kwietniu raportu Pentagonu dla Kongresu na temat sytuacji w Afganistanie, skala przemocy wzrosła od jesieni ubiegłego roku. Odnotowano więcej ataków na siły koalicji i zamachów bombowych. W 2010 roku liczba zabitych cywilów sięgnęła prawie 2800, co oznacza wzrost o 15 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym.

Pentagon przewiduje nasilenie walk w najbliższych miesiącach, ale od lipca br., zgodnie z zapowiedzią Obamy, ma się rozpocząć wycofywanie amerykańskich wojsk.

Niewiarygodny Pakistan

Z kolei Pakistan jest równie ważnym, co niewiarygodnym partnerem USA w walce z talibami. Ponieważ rząd w Islamabadzie nie kontroluje części terytorium, gdzie działają talibowie, Amerykanie nie mogą stuprocentowo polegać na jego deklaracjach współpracy nawet przy założeniu, że są one szczere.

Admirał Mike Mullen, szef kolegium szefów sztabów USA, zarzucił w kwietniu pakistańskiemu wywiadowi utrzymywanie kontaktów z talibskimi bojownikami, którzy atakują siły USA w Afganistanie.

Razem, czy oddzielnie?

Niejasny jest zresztą sam udział Pakistanu w zabiciu bin Ladena. Prezydent Obama powiedział, że operację przeprowadzono we współpracy z pakistańskimi władzami, ale pakistańskie i amerykańskie źródła znające przebieg akcji twierdzą, że Amerykanie zabili przywódcę Al-Kaidy w całkowitej tajemnicy przed stroną pakistańską.

Zdaniem analityków, ten brak zaufania jest znakiem rosnącej frustracji Waszyngtonu, że Islamabad nie robi wystarczająco wiele, by walczyć z talibami, którzy właśnie przystąpili w Afganistanie do krwawej "wiosennej ofensywy".

Fakt, że bin Laden żył wygodnie w Pakistanie, gdzie został wytropiony przez USA, także nie sprzyja wiarygodności władz tego kraju - podkreślają komentatorzy.

Afgańscy talibowie odsuną się od Al-Kaidy?

Według niektórych analityków, afgańscy talibowie, którzy gościli bin Ladena przed zamachami z 11 września, mogą po jego śmierci poluzować związki z Al-Kaidą i opowiedzieć się za formą politycznego porozumienia ze wspieranymi przez USA władzami w Kabulu. To może być jedyna droga, by zakończyć trwającą od blisko dekady wojnę w Afganistanie.

- Po śmierci bin Ladena talibskie przywództwo będzie musiało poszukać własnego oblicza i zastanowić się nad sensem pozostawania w sojuszu z organizacją, która właśnie straciła swojego założyciela i lidera - powiedziała Lisa Curtis z Heritage Foundation w Waszyngtonie.

Prezydent apeluje

- Apelujemy do talibów, aby wyciągnęli lekcję z tego, co się wczoraj stało, i zaprzestali walk, zaprzestali niszczenia kraju, zabijania muzułmańskich braci i synów swego kraju, opowiedzieli się za pokojem i bezpieczeństwem - powiedział w poniedziałek prezydent Afganistanu Hamid Karzaj.

Zwracając się do zachodnich sojuszników, podkreślił fakt, że zabicie bin Ladena w Pakistanie dowodzi, że bazy terroryzmu nie znajdują się w Afganistanie, i zaapelował by stały się celem ataku sojuszników.

Czytaj więcej na temat Osamy bin Ladena: www.tvn24.pl/osama

Źródło: PAP, Reuters