Prokuratura generalna Białorusi poinformowała w piątek o zawieszeniu postępowania związanego ze śmiercią brutalnie pobitego aktywisty z mińskiego Placu Przemian, Ramana Bandarenki. Jako przyczynę podano nieustalenie sprawcy.
W czwartek o wstrzymaniu śledztwa informowała nieoficjalnie, powołując się na anonimowe źródła, niezależna i zablokowana przez władze gazeta internetowa "Nasza Niwa". Podała, że uczyniono to "w związku z niemożnością ustalenia osoby, która popełniła przestępstwo".
Postępowanie wszczęto z artykułu dotyczącego spowodowania ciężkich obrażeń, które doprowadziły do śmierci.
Tajemnicza śmierć aktywisty
Bandarenka 12 listopada ubiegłego roku zmarł w szpitalu na skutek ciężkich obrażeń. Wcześniej na mińskim podwórku, zwanym Placem Przemian, został zaatakowany przez "nieznanych sprawców".
W czasie sprzeczki na podwórku jeden z mężczyzn pchnął Bandarenkę. Następnie aktywistę zabrano go do białego mikrobusu. Potem miał trafić na komisariat, a kilka godzin później – do szpitala, w stanie nie do uratowania, z ciężkimi obrażeniami, w tym z pękniętą czaszką.
Według mediów opozycyjnych za pobicie Bandarenki odpowiadali najprawdopodobniej nieustaleni funkcjonariusze resortów siłowych. Z nagrań rozmów telefonicznych opublikowanych w internecie przez byłych funkcjonariuszy wynika, że na Placu Przemian 11 września mogły być osoby z bliskiego otoczenia Alaksandra Łukaszenki, w tym były szef federacji hokeja Dzmitryj Baskau.
Przedstawiciele organów ścigania oraz Łukaszenka twierdzili później, że na podwórku doszło do „sąsiedzkiej awantury”, a Bandarenka był pijany. Za publikację informacji, że we krwi mężczyzny nie było alkoholu, skazano później dziennikarkę Kaciarynę Barysewicz i lekarza Arcioma Sarokina.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TUT.by