Samolot z Melanią Trump na pokładzie musiał z powodu "niewielkiej usterki mechanicznej" zawrócić krótko po starcie z lotniska w bazie wojskowej Andrews w USA - oświadczyła w środę rzeczniczka pierwszej damy Ameryki. Według dziennikarzy, którzy byli na pokładzie, w maszynie pojawił się dym i smród spalenizny.
- Wszystko jest w porządku i wszyscy są bezpieczni - zapewniła rzeczniczka Melanii Trump, Stephanie Grisham.
Na zdjęciach, które fotografowie robili na miejscu, widać jak po lądowaniu pierwsza dama wraz ze współpracownikami spokojnie opuszcza samolot tylnym wyjściem i kieruje się do podstawionego samochodu.
First Lady's aircraft safely on the ground back at Andrews. No rush to get off the plane after smoke and burning smell detected. Problem developed about 10 minutes after take-off en route Philadelphia for @FLOTUS hospital remarks. Press and officials calmly led off the tarmac. pic.twitter.com/PFX11v5xJg— Mark Knoller (@markknoller) 17 października 2018
Dym i spalenizna
Według dziennikarzy, znajdujących się na pokładzie samolotu, zawrócił on około 15 minut po starcie i wylądował ponownie w bazie Andrews tuż po godzinie 9 rano czasu lokalnego (godz. 15 czasu polskiego).
W czasie lotu jego wnętrze miało zacząć wypełniać się dymem, było również czuć zapach "czegoś palącego się". Członkowie załogi rozdali z tego powodu pasażerom wilgotne ręczniki, by mogli przyłożyć je do twarzy i łatwiej oddychać.
Amerykańskie media przytaczają wypowiedzi członków załogi, według których źródłem awarii była usterka systemu komunikacyjnego, która doprowadziła do jego przegrzania. Biały Dom nie potwierdził tych informacji.
Samolot z Melanią Trump na pokładzie miał polecieć do Filadelfii, gdzie wraz z prezydentem Donaldem Trumpem miała ona zaplanowane spotkanie z rodzinami dotkniętymi problemem narkomanii. Spotkanie to było częścią prowadzonej przez Melanię kampanii "Be Best".
Pierwsza dama ostatecznie dotarła na spotkanie spóźniona, innym samolotem.
Autor: mm/adso / Źródło: Reuters, USA Today, BBC