Ludzie tutaj psychicznie zostali zniszczeni. Wszystko, co znali jako coś rzeczywistego, czyli miłość, życie, śmiech, to wszystko zostało im odebrane. Stracili tak dużo, domy, firmy, możliwości edukacyjne, członków rodzin, przyjaciół - mówiła w rozmowie z reporterką TVN24 Miłką Fijałkowską Arwa Damon, była korespondentka stacji CNN, obecnie dyrektorka organizacji pomocowej INARA. - Jest to absolutnie porażające - przyznała.
Wojna w Strefie Gazy wybuchła, gdy 7 października 2023 roku terroryści z Hamasu zaatakowali południe Izraela, zabijając blisko 1200 osób i uprowadzając 251, z których 116 jest nadal przetrzymywanych.
W odpowiedzi na napaść armia izraelska rozpoczęła operację zbrojną w celu wyeliminowania Hamasu. Według lokalnych władz medycznych, w wyniku działań odwetowych sił Izraela w Strefy Gazy zginęło dotąd ponad 37,7 tys. osób.
O tragicznej sytuacji mieszkańców Strefy Gazy opowiedziała w wywiadzie z reporterką TVN Miłką Fijałkowską Arwa Damon - wieloletnia dziennikarka stacji CNN, dziś dyrektorka organizacji pomocowej INARA, działającej w strefach konfliktu, m.in. w Gazie.
"Ludzie tutaj psychicznie zostali zniszczeni"
Damon trafiła do Gazy około 10 dni temu. - Jechałam po takich okolicach jak Chan Junus, pojechałam do miasta Gaza, byłam również w obozie dla uchodźców Dżabalija. Teraz już wiem, co oznacza zdanie "Gaza zginęła" - powiedziała. Jak wyjaśniła, "chodzi o czysty poziom zniszczenia, który tam obserwujemy".
- Jeżeli stoi jakiś budynek, to ten budynek jest częściowo zniszczony, jest pełen otworów po pociskach, ludzie są między gruzami. Oni nawet tam nie żyją, oni ledwo przeżywają. Zdecydowana większość tego terenu tak wygląda - opisywała.
Jak dodała, zdanie "Gaza zginęła", oznacza również to, że "ludzie tutaj psychicznie zostali zniszczeni". - Wszystko, co znali jako coś rzeczywistego, czyli miłość, życie, śmiech, to wszystko zostało im odebrane. Stracili tak dużo, domy, firmy, możliwości edukacyjne, członków rodzin, przyjaciół - mówiła Amerykanka. - Jest to absolutnie porażające - stwierdziła.
Koszmar dzieci w Gazie. "Poziom traumy jest ogromny"
Jak mówiła w rozmowie z reporterką TVN24, dzieci, które spotyka w Gazie często nie chcą rozmawiać o tym, co przeszły. - Ledwo się komunikują, są w ciężkim wstrząsie, są straumatyzowane, zwłaszcza te dzieci, które widujemy w szpitalach - powiedziała Damon.
Opowiedziała o wizycie w jednym ze szpitali, gdzie spotkała dziewczynkę z ciężką raną brzucha. - Właściwie się nie komunikowała. Pocieszała ją ciotka. Zarówno jej mama, jak i ojciec zginęli, ale ta dziewczynka tego jeszcze nie wiedziała. Ciotka nie miała serca, by jej to powiedzieć - relacjonowała.
- Spotykamy dzieci, które biegają po ulicach boso, obok ścieków, noszą pojemniki z wodą, które są większe i cięższe od nich. Słyszymy, jak dzieci mówią, używając słów, których żadne dziecko nigdy nie powinno używać. "Tak, tata nie żyje", "wyciągnęli mnie spod gruzów", "widziałam, jak brat wykrwawia się w moich ramionach", "widziałam, jak moja siostra straciła głowę, dlatego, że spadła obok nas bomba". Były to słowa jednego z dziesięcioletnich chłopców, który każdej nocy krzyczy, budząc się z koszmaru, przypominając sobie to, co wydarzyło się - opowiadała kobieta.
Jak mówiła, "poziom traumy jest ogromny, a sytuacja jest jeszcze trudniejsza ze względu na to, że ta trauma wciąż się odbywa". - Jest uruchamiana każdego dnia, wszystkim, co tam się wydarza - zaznaczyła.
Według organizacji Save the Children, na ulicach Gazy znajduje się obecnie 17 tysięcy samotnych dzieci. - Niektóre z nich zaopiekowane są przez dalsze rodziny, inne zajmują się same sobą. Widujemy dzieci na ulicach, które czasami sprzedają jakieś kawałki, drobiazgi, jakieś resztki orzechów, albo udaje im się zrobić coś na przykład z jakiegoś kawałka metalu. Jak pytamy, gdzie są rodzice, mówią: nie wiem, gdzieś na północy. To duże wyzwanie, to duży problem - przyznała Damon.
"Widzimy bardzo wiele aktów ciepła pomiędzy tymi ludźmi"
Powiedziała, że "Gazańczycy tworzą bardzo mocno związane ze sobą społeczeństwo, dbają o siebie nawzajem".
- Widzimy bardzo wiele aktów ciepła pomiędzy tymi ludźmi. Równocześnie mamy do czynienia z ogromną, przerażającą liczbą samotnych dzieci, ale także wielką liczbą dzieci, które wciąż znajdują się pod gruzami. Nie ma w tej chwili systemu, który miałby zająć się, czy zacząć się zajmować tymi dziećmi, żeby zacząć zabierać je z ulic i zapewniać im jakieś wsparcie - mówiła.
Rozmówczyni TVN24 powiedziała, że działalność organizacji pomocowych w Gazie jest obecnie bardzo utrudniona. - Nikt nie może funkcjonować na tym poziomie, który jest potrzebny. Jeżeli jakaś pomoc trafi przez przejścia izraelskie i dotrze do Gazy, odebranie tej pomocy jest procesem bardzo długim, trudnym i równocześnie bardzo bolesnym - opisywała. Dodała, że problemem są także złodzieje i gangi.
Damon stwierdziła, że obecnie w Gazie "nie ma czegoś, co przypomina życie". - Teraz jest lato, jest strasznie gorąco, zwłaszcza w namiotach. Muchy są wszędzie - relacjonowała. - Dzieci nie mają zupełnie nic do robienia, żadnego sposobu spędzania czasu. Zdecydowaną większość dnia spędzają czekając w kolejkach po wodę czy ciepły posiłek - mówiła.
Do tego dochodzi "ciągły strach przed bombami oraz dronami, których dźwięk słychać nad głowami przez cały czas". - Prześladują one ludność, która tam się znajduje. Jakby przekazywały informację: jesteśmy w stanie was trafić - powiedziała Damon.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24