Siły Stanów Zjednoczonych ponownie przeprowadziły atak na cele Huti w Jemenie - poinformowały w sobotę rano media kontrolowane przez rebeliantów. Według telewizji Al-Masirah jedno z uderzeń miało być wymierzone w obiekt znajdujący się na terenie stolicy kraju - Sany. Doniesienia o kolejnym amerykańskim ataku potwierdziło Centralne Dowództwo sił USA (CENTCOM).
"13 stycznia o godzinie 3:45 (czasu lokalnego) siły amerykańskie przeprowadziły atak na stację radarową Huti w Jemenie" - głosi komunikat CENTCOM opublikowany na platformie X. Jak podano, ataków dokonano pociskami Tomahawk wystrzeliwanych z okrętu USS Carney i "zmierzały one do degradacji możliwości Huti atakowania statków, w tym statków handlowych".
Wcześniej o nowych atakach na północne rejony Jemenu informowały liczne media amerykańskie powołujące się na anonimowe źródła.
W nocy z czwartku na piątek wojska amerykańskie i brytyjskie, przy niebojowym wsparciu ze strony Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii, przeprowadziły naloty na szereg obiektów wojskowych wykorzystywanych przez wspieranych przez Iran rebeliantów Huti w Jemenie. Generał Douglas Sims z Połączonych Szefów Sztabów sił USA mówił w piątek o 30 docelowych miejscach, w których przeprowadzono łącznie ponad 150 ataków. Rząd brytyjski określił te naloty jako akt "samoobrony", podkreślając, że przeprowadzane przez Huti ataki na statki handlowe na Morzu Czerwonym są "niedopuszczalne".
Ataki jemeńskich rebeliantów na Morzu Czerwonym
Wspierani przez Iran Huti, którzy kontrolują większą część terytorium Jemenu, w tym stolicę Sanę, atakują przepływające przez Morze Czerwone statki handlowe jako "wyraz solidarności" z palestyńskim Hamasem walczącym z wojskami izraelskimi w Strefie Gazy.
Obserwatorzy wskazują, że grozi to rozszerzeniem się wojny w Gazie na cały region Bliskiego Wschodu, a być może nawet poza ten region.
- Sekretarz generalny wzywa wszystkie zainteresowane strony, aby unikały eskalacji sytuacji w interesie pokoju i stabilności na Morzu Czerwonym i w całym regionie – powiedział na konferencji prasowej jego rzecznik Stéphane Dujarric.
Z kolei w trakcie obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ zastępca sekretarza generalnego ds. politycznych Khaled Khiari uznał wydarzenia na Morzu Czerwonym i ryzyko zaostrzenia napięć regionalnych za "niepokojące".
- Jesteśmy świadkami cyklu przemocy, który może mieć poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa politycznego, gospodarki i pomocy humanitarnej w Jemenie i regionie – zaakcentował.
Biden: Iran nie chce wojny z nami
Prezydent USA Joe Biden zagroził Huti dalszymi intensywnymi atakami, jeśli nie wstrzymają oni zakłócania żeglugi przez Morze Czerwone, przez które wiedzie jeden z najruchliwszych i mających największe strategiczne znaczenie szlaków żeglugowych.
Jak ocenił, wcześniejsze uderzenie na obiekty jemeńskich rebeliantów Huti było sukcesem, m.in. dlatego że nie pociągnęło za sobą ofiar cywilnych. Dodał, że mimo wsparcia Huti Iran nie chce wojny z USA. Jednocześnie odpowiedział twierdząco, zapytany, czy jemeńska bojówka jest organizacją terrorystyczną.
Biden pytany, czy ma przesłanie dla Iranu, stwierdził, że "już je dostarczył". Zaznaczył jednak, że USA nie prowadzą wojny pośredniej z Iranem poprzez uderzenie we wspieranych przez Teheran jemeńskich rebeliantów. - Iran nie chce wojny z nami - oznajmił.
Wcześniej rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby stwierdził, że celem USA nie była eskalacja sytuacji. - Nie jesteśmy zainteresowani jakąkolwiek wojną. Wszystko, co robił dotąd prezydent, to próby uniknięcia eskalacji konfliktu - powiedział.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/YAHYA ARHAB