Stany Zjednoczone wydały ostrzeżenie dla swoich obywateli, by nie wybierali się do Egiptu z powodu zamieszek, w których zginęły do tej pory co najmniej trzy osoby, w tym Amerykanin. Zaleciły też, by personel dyplomatyczny opuścił kraj, za wyjątkiem osób niezbędnych do pracy ambasady i konsulatów.
Departament Stanu polecił również obywatelom USA by "byli czujni".
Ostrzeżenie przychodzi po tym, jak co najmniej trzy osoby zginęły w zamieszkach, w których ścierają się zwolennicy i przeciwnicy prezydenta Mursiego. W niedzielę przypada pierwsza rocznica rządów polityka, ale starcia na ulicach dużych egipskich miast trwają od kilku dni.
Niepokój sytuacją w Egipcie wyraził również prezydent Barack Obama, który przebywa z wizytą w RPA. - Popieramy pokojowe protesty i pokojowe metody wprowadzania zmian w Egipcie - powiedział. - Ale nie godzimy się na przemoc - dodał.
Masowy exodus
Jak podaje BBC, po ostrzeżeniach Departamentu Stanu setki Amerykanów zaczęły opuszczać Egipt. Wszystkie loty do Europy i USA z Kairu były w pełni wykupione.
W piątek w Aleksandrii na północy kraju zginęły dwie osoby. Doszło do tego podczas szturmu demonstrantów na biuro Bractwa Muzułmańskiego, które popiera Mursiego. Jedną z nich był 21-letni student z USA, który nagrywał zajście telefonem komórkowym. W piątek jedna osoba zginęła również w Suezie po tym, jak wybuchła tam bomba. Co najmniej 15 osób zostało rannych.
Autor: jk/tr / Źródło: bbc.co.uk