Algieria: Siedmiu cudzoziemców wciąż w rękach bojowników. Sytuacja "płynna i niebezpieczna"

Aktualizacja:

Siedmiu cudzoziemskich zakładników nadal pozostaje w rękach islamistycznych bojowników na terenie kompleksu gazowego w Algierii - podała w piątek mauretańska agencja ANI. Wcześniej algierskie media informowały, że uwolniono około 100 ze 132 cudzoziemców i 573 Algierczyków. Wciąż nie wiadomo dokładnie, ile osób zginęło.

Trzej Belgowie, dwóch Amerykanów, Japończyk i Brytyjczyk to zakładnicy przetrzymywani przez islamistycznych bojowników na terenie kompleksu gazowego In Amenas w Algierii - podała w piątek mauretańska agencja ANI. Powołuje się ona na źródła w grupie islamistycznej stojącej za porwaniem, które miały przekazać narodowość przetrzymywanych.

Z kolei źródła w algierskich siłach bezpieczeństwa cytowane przez państwową agencję APS podały, że od początku szturmu sił algierskich zginęło 12 zakładników - Algierczyków i cudzoziemców. Źródło to nie podało, skąd pochodzili zabici cudzoziemcy, i zastrzegło, że są to tylko wstępne dane.

Sytuacja "Płynna i niebezpieczna"

Algierska agencja państwowa APS podawała wcześniej w piątek, że uwolnionych zostało 573 Algierczyków i "około stu" ze 132 cudzoziemskich pracowników zatrudnionych na polu gazowym In Amenas, zajętym w środę przez grupę zbrojną. Światowe agencje zauważają, że los pozostałych około 30 cudzoziemców wciąż nie jest do końca znany - nie wiadomo, czy są przetrzymywani, czy część z nich zginęła, a ciał jeszcze nie znaleziono.

Sytuacja pozostaje "płynna i niebezpieczna" - powiedział w piątek premier Wielkiej Brytanii David Cameron, a agencje przekazują, iż zmienia się ona z godziny na godzinę. Wśród tych cudzoziemców, których los pozostaje nieznany, jest około 10 Japończyków a także pewna liczba obywateli brytyjskich. Cameron oświadczył w piątek, że Brytyjczyków jest "znacznie mniej" niż 30, o których informowano pierwotnie. Z kolei premier Norwegii Jens Stoltenberg powiedział w piątek, że kraj powinien "przygotować się na złe wiadomości". Według wcześniejszych informacji wśród tych cudzoziemców, których los pozostawał nieznany, było ośmiu Norwegów.

Sprzeczne informacje

"Prawie stu cudzoziemców spośród 132 zakładników porwanych przez organizację terrorystyczną, która zaatakowała w środę (...), zostało uwolnionych" - podała agencja APS, powołując się na siły bezpieczeństwa. Wcześniej w piątek informowała, że ponad połowa ze 132 cudzoziemców jest wolna, podobnie jak 573 zakładników-obywateli Algierii. Dane te były pierwszym bilansem porwanych podanym przez stronę algierską, która jednak zastrzega, że nie ma możliwości zebrania gruntownych danych - część cudzoziemskich pracowników mogła ukryć się na terenie kompleksu gazowego In Amenas. Niektóre kraje zachodnie wstrzymują się z ogłaszaniem danych o swoich obywatelach wśród zakładników w obawie, by porywacze nie wykorzystali tej informacji - wskazuje Reuters. Francja oświadczyła, że nie ma informacji o swoich obywatelach, a Waszyngton potwierdził, że wśród zakładników są Amerykanie, ale nie podał ich liczby.

Wśród zakładników m.in. Amerykanie, Francuzi i Japończycy

Według dotychczasowych informacji wśród zakładników byli: Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi, Norwegowie, Malezyjczycy, Japończycy. Portal BBC News podaje, że około 10 Brytyjczyków wciąż jest przetrzymywanych. Instalacje gazowe w In Amenas zostały wyłączone po to, by uniemożliwić wysadzenie ich w powietrze. Mauretańska agencja informacyjna ANI podała wcześniej w piątek, że porywacze chcą wymienić zakładników amerykańskich na dwóch bojowników islamistycznych więzionych w Stanach Zjednoczonych z powodu oskarżeń o terroryzm. Chcą, by wolność odzyskali: pakistański naukowiec Aafia Siddiqui, więziony za próbę ataku na żołnierzy amerykańskich w Afganistanie w 2008 roku, oraz Egipcjanin Omar Abdel-Rahman, skazany w 1995 roku w USA na dożywocie za udział w spisku, którego celem miały być obiekty w Nowym Jorku - podała ANI, powołując się na rzecznika porywaczy. Media podały również, że porywacze chcą negocjacji na temat przerwania francuskiej interwencji zbrojnej w Mali. Operacja sił zbrojnych Francji przeciwko islamistom na północy Mali rozpoczęła się 11 stycznia. Wojska francuskie wspierają armię malijską. Wcześniej w piątek APS podała, że operacja uwalniania zakładników wciąż trwa, mimo że już kilkakrotnie podawano informację o jej zakończeniu. Bojownicy pozostają na terenie kompleksu gazowego.

Nie wiadomo ile osób zginęło

Nie wiadomo dokładnie ile osób zginęło, odkąd islamistyczni bojownicy uwięzili zakładników na terenie kompleksu gazowego. O tym, że podczas operacji zginęli niektórzy zakładnicy i terroryści, poinformował jeszcze w czwartek algierski minister komunikacji. Tego samego dnia wieczorem agencja Reuters twierdziła, powołując się na źródło w algierskich siłach bezpieczeństwa, że zginęło 30 zakładników, w tym siedmiu obcokrajowców, m. in. dwóch Japończyków, dwóch Brytyjczyków i Francuz, a także co najmniej 11 porywaczy. Islamiści z grupy o nazwie Zamaskowana Brygada utrzymują, że w wyniku operacji sił algierskich śmierć poniosło 35 cudzoziemskich zakładników i 15 bojowników.

Rząd w Paryżu poinformował, że ma kontakt z dwoma Francuzami, którym udało się odzyskać wolność. Obaj mają być bezpieczni. Nie wiedzą jednak wiele na temat losu swoich kolegów.

Ostrzał kompleksu

Według mauretańskiej agencji informacyjnej Nawakszut, w operacji wojska zginął przywódca bojowników, Algierczyk Tahar Ben Cheneb.

Atak na kompleks gazowy we wschodniej Algierii, gdzie islamiści od środy przetrzymywali kilkudziesięciu zakładników, rozpoczęły w czwartek śmigłowce.

Jak powiedział Reutersowi brat jednego z zakładników, którym udało się uciec, armia algierska ostrzelała kolumnę samochodów, którą terroryści przewozili zakładników z jednej części kompleksu do drugiej. Irlandczyk Stephen McFaul mówił swojej rodzinie, że przeżył, ponieważ był w jedynym z pięciu samochodów, który nie został trafiony. - Samochód, którym jechał mój brat, rozbił się. Dzięki temu Stephen odzyskał wolność. Według niego inni w konwoju zginęli - mówił agencji Brian McFaul.

Jak podawała wcześniej telewizja France24, powołując się na informacje uzyskane przez telefon od jednego z francuskich zakładników, części obcokrajowców terroryści nakazali założyć pasy wyładowane materiałami wybuchowymi. Porywacze mieli być silnie uzbrojeni i zagrozili, że wysadzą całe pole wydobywcze w powietrze, jeśli dojdzie do ataku wojska.

Negatywne reakcje

Czwartkowy atak wywołał niezadowolenie rządów krajów, z których pochodzą zakładnicy. Poruszenie wywołała mała skuteczność algierskiego wojska i sprzeczne doniesienia na temat ofiar, których jednak spodziewa się wiele. Na dodatek władze Algierii mają praktycznie nie informować o rozwoju sytuacji, co pogłębia irytację.

Japoński rząd atak algierskiego wojska nazwał "godnym pożałowania". Do MSZ w Tokio wezwano algierskiego ambasadora i przekazano mu informację o rozczarowaniu władz Japonii działaniami jego rządu. Jak podaje agencja Reutera, algierskie władze nie poinformowały zawczasu władz krajów, z których pochodzą zakładnicy, o szykowanym ataku. Powszechnie przyjęło się, że w takich sytuacjach informacja jest jednak zawczasu przekazywana. Premier David Cameron przekazał przez rzecznika, że "wolałby jednak, aby Algieria skonsultowała się" przed podjęciem decyzji o ryzykownym ataku.

Pierwsze ofiary terrorystów

W czwartek rano szef brytyjskiego MSZ potwierdził oficjalnie śmierć pierwszego zagranicznego zakładnika, Brytyjczyka, ale dodał, że nie zna dokładnej liczby przetrzymywanych. Zapewnił, że brytyjski rząd pracuje bez przerwy, aby rozwiązać kryzys.

W wypowiedzi dla prasy brytyjski minister oświadczył, że twierdzenia terrorystów, którzy utrzymują, że przeprowadzili atak w odwecie za francuską interwencję w Mali, są "zwykłą wymówką", ponieważ operacje tego rodzaju wymagają "dłuższego przygotowania".

- Jakiekolwiek są tłumaczenia terrorystów i morderców, nigdy nie ma usprawiedliwienia dla takich aktów - podkreślił William Hague, nazywając zabicie obywatela jego kraju "morderstwem z zimną krwią".

O śmierci Brytyjczyka informował dzień wcześniej algierski minister spraw wewnętrznych Dahu uld Kablia.

W czwartek premier Wielkiej Brytanii David Cameron odwołał planowane przemówienie na temat budżetu europejskiego i ostrzegł, że Brytyjczycy muszą przygotować się na "złe wiadomości". W piątek brytyjski rząd poinformował, że liczy się z informacjami o licznych ofiarach wśród obywateli Zjednoczonego Królestwa.

Porywacze z Al-Kaidy

Władze algierskie twierdzą, że za porwaniem stoi Al-Kaida Islamskiego Maghrebu.

Pole gazowe, na którym doszło do ataku, znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Libią i jest eksploatowane przez trzy koncerny: algierski Sonatrach, brytyjski BP i norweski Statoil. Celem ataku islamistów była instalacja osuszania gazu Tiguentourine, leżąca w odległej i izolowanej okolicy, 40 km od miasta In Amenas. Algieria ma bardzo rozbudowany system rurociągów przesyłowych, których główna oś zaczyna się w In Amenas i biegnie przez pola Hassi Messaoud i Hassi R'Mel w kierunku wybrzeży Morza Śródziemnego. System składa się z równoległych rurociągów przesyłających gaz, ropę, kondensat i LPG. Algieria ma też nieustannie rozbudowywane terminale eksportowe LNG Skikda i Arzew, a także podmorski gazociąg do Włoch przez Sycylię i kolejny - wiodący przez Maroko do Hiszpanii. Według danych koncernu Sonatrach, w 2010 r. kraj ten wydobył ponad 80 mld m sześc. gazu, z czego 30 proc. zostało wyeksportowanych jako LNG, a 45 proc. gazociągami. Zdolności przesyłowe najważniejszych algierskich gazociągów to ponad 130 mld m. sześc. gazu rocznie.

Autor: mk,jk/ ola,tka/ja//kdj / Źródło: PAP, Reuters, France 24

Raporty: