Tadeusz P., były milicjant, a później także policjant, któremu prokuratura postawiła zarzuty zabójstwa swojego podwładnego - milicjanta Krzysztofa Pyki i sanockiego dziennikarza Marka Pomykały oraz usiłowania zabójstwa swojej byłej żony jest w pełni poczytalny i może za zarzucane czyny odpowiadać przed sądem. Mężczyźnie grozi dożywocie.
Jak wynika z naszych ustaleń, Tadeusz P. przebywał na tygodniowej zamkniętej obserwacji psychiatrycznej. Jak przekazała nam Kinga Okoń z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, "przeprowadzona opinia sądowo-psychiatryczna wykazała, że wobec podejrzanego nie zachodzą warunki z art. 31 par. 1 i 2 Kodeksu karnego".
Czytaj też: "Milczałem. Wszyscy milczeliśmy". Były milicjant i tajemnica trzech śmierci w Bieszczadach
Nie popełnia przestępstwa, kto, z powodu choroby psychicznej, upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych, nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem.
Jeżeli w czasie popełnienia przestępstwa zdolność rozpoznania znaczenia czynu lub kierowania postępowaniem była w znacznym stopniu ograniczona, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.
Prokuratura czeka jeszcze na wyniki opinii biegłych na temat substancji, którymi P. - według ustaleń śledczych - miał podtruwać żonę. Jak przekazał nam prokurator, powołując się na informację od biegłych, opinia powinna trafić do prokuratury do końca października.
Zatrzymanie byłego policjanta
Tadeusz P. służbę w milicji rozpoczął w 1980 roku. W latach 1985-1986 pełnił funkcję wicekomendanta Milicji Obywatelskiej w Lesku. Na Podkarpacie trafił ze szkoły w Szczytnie. Najpierw do Komendy Wojewódzkiej Policji w Krośnie, później został skierowany do Leska.
Pozytywnie zweryfikowany po 1989 roku pracował dalej w sanockiej policji, najpierw jako szeregowy funkcjonariusz w wydziale dochodzeniowym, później jako naczelnik wydziału prewencji, a następnie drogówki. Na emeryturę przeszedł w 2007 roku.
Czytaj też "Pycha kroczy przed upadkiem". Były milicjant podejrzany o dwa zabójstwa, w 1985 i 1997 roku
22 listopada 2022 roku rano został zatrzymany przez krakowskich śledczych w Zabrzu (woj. śląskie), gdzie w ostatnim czasie mieszkał. Dwa dni później trafił do aresztu, gdzie pozostanie co najmniej do 18 października.
Cztery zarzuty dla Tadeusza P.
Prokuratura Okręgowa w Krakowie postawiła Tadeuszowi P. zarzut zabójstwa milicjanta Krzysztofa Pyki, do którego miało dojść w nocy z 12 na 13 grudnia 1985 roku oraz zabójstwa sanockiego dziennikarza Marka Pomykały, który w nocy z 29 na 30 kwietnia 1997 roku wyszedł ze swojego domu w Sanoku i ślad po nim zaginął.
Tadeusz P. usłyszał także zarzut usiłowania zabójstwa swojej żony. Według ustaleń śledczych mężczyzna próbował otruć kobietę, "systematycznie dodając do wypijanych przez nią napojów znacznych dawek określonych leków" oraz "umieszczenia w jej papierosach rtęci".
Czwarty zarzut dotyczy znalezienia w mieszkaniu Tadeusza P. nieco ponad 24 gramów "ziela konopi innych niż włókniste".
Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Krakowie, Tadeusz P. przesłuchany w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia. Prokuratura nie ujawnia ich treści.
Czytaj też: "Milczałem. Wszyscy milczeliśmy". Były milicjant i tajemnica trzech śmierci w Bieszczadach
Ciało milicjanta w jeziorze
Jak ustalili krakowscy śledczy, Tadeusz P. miał w nocy z 12 na 13 grudnia 1985 roku w Polańczyku (powiat leski, Podkarpacie) zepchnąć z pomostu do cumowania łodzi swojego podwładnego, milicjanta Krzysztofa Pykę. Miał to zrobić, bo chciał uniknąć odpowiedzialności karnej za spowodowanie pod wpływem alkoholu wypadku drogowego w miejscowości Łączki, w którym zginął pieszy.
Krzysztof Pyka miał być świadkiem tuszowania prawdziwych okoliczności tego wypadku. Na miejsce kierowcy podstawiono wówczas ojca Tadeusza P., który winę za spowodowanie wypadku wziął na siebie. Krzysztof Pyka chciał ujawnić prawdziwe okoliczności wypadku, i to dlatego - jak ustalili śledczy - miał zginąć.
Ciało młodego milicjanta zostało wyłowione z Jeziora Solińskiego 3 lutego 1986 roku. Okoliczności jego śmierci nigdy nie wyjaśniono.
Dziennikarz wyszedł z domu i przepadł. Pracował nad sprawą wypadku w Łączkach i śmiercią Pyki
Marek Pomykała zaginął w nocy z 29 na 30 kwietnia 1997 roku. Wyszedł z domu w Sanoku i ślad po nim zaginął. Jego samochód został znaleziony 30 kwietnia przed bramą na zaporę w Solinie. Auto było zamknięte, czego dziennikarz miał nigdy nie robić, w baku - według relacji rodziny - nie było paliwa. Ciała dziennikarza do dzisiaj nie znaleziono.
Jak twierdzą krakowscy śledczy, Tadeusz P. miał zwabić dziennikarza do swojego domku w Wołkowyi (powiat leski), tam upić i udusić. Miał to zrobić, bo bał się, że dziennikarz wpadł na trop popełnionych przez niego zbrodni.
O zbrodniach miał opowiedzieć żonie i kochance
W 2012 roku Tadeusz P. miał opowiedzieć o zabójstwie dziennikarza i milicjanta swojej kochance Wioletce Z. O tym, że zabił Krzysztofa Pykę, miał też wielokrotnie mówić swojej byłej żonie - Ewie P. Po raz pierwszy w 1989 roku.
Udało nam się dotrzeć do byłych funkcjonariuszy - milicjanta i policjanta - którzy potwierdzili, że Marek Pomykała pytał ich o wypadek w Łączkach i śmierć milicjanta Krzysztofa Pyki oraz o związek Tadeusza P. z tymi sprawami. Były funkcjonariusz mógł potraktować to jako motyw, aby pozbyć się dziennikarza.
Przełom po latach, kolejne śledztwo
Ewa P. i Wioletta Z. zostały przesłuchane w śledztwie, które w latach 2014-2015 w sprawie zabójstwa Pyki i Pomykały prowadziła Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie. Prokurator prowadząca sprawę uznała jednak, że w zeznaniach kobiet jest zbyt wiele niespójności, które trzeba rozstrzygnąć na korzyść Tadeusza P. Śledztwo zostało umorzone, P. nie został wtedy przesłuchany nawet w charakterze świadka. Prokurator odstąpiła też od przeszukania jego domu w Wołkowyi, gdzie - według zeznań Wioletty Z. - Tadeusz P. miał zabić dziennikarza.
W 2020 roku Prokuratura Krajowa po tym, jak okoliczności śmierci Krzysztofa Pyki i Marka Pomykały nagłośnili dziennikarze, zdecydowała o wznowieniu sprawy i skierowaniu jej do Krakowa. Śledztwo zostało wszczęte w grudniu 2020 roku i nadal trwa. Czynności prowadzi Prokuratura Okręgowa w Krakowie oraz krakowski wydział Archiwum X.
Tadeuszowi P. za popełnione czyny grozi dożywocie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24