Aresztowany został były milicjant Tadeusz P., którego śledczy z krakowskiej policji i prokuratury wiążą z serią trzech śmierci na Podkarpaciu. W czwartek mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa młodego milicjanta w 1985 roku i dwanaście lat później dziennikarza "Gazety Bieszczadzkiej", który pracował nad sprawą śmierci funkcjonariusza.
Według naszych informacji, Tadeusz P. - były zastępca komendanta Milicji Obywatelskiej w Lesku - został zatrzymany w środę w swoim domu na terenie Śląska. W tym samym czasie funkcjonariusze zatrzymali również byłego milicjanta Wiesława M., który swojemu przełożonemu miał pomagać w dokonaniu zbrodni 37 lat temu.
Prokuratorzy w czwartek postawili P. zarzuty podwójnego zabójstwa i usiłowania zabójstwa, a krakowski sąd aresztował go na trzy miesiące.
Seria śledztw
Na przestrzeni ponad 30 lat sprawą tajemniczych śmierci w Bieszczadach prokuratury zajmowały się kilkukrotnie. Ostatnio - pod koniec 2020 roku - śledztwo zostało raz jeszcze wszczęte na polecenie ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Tym razem sprawa trafiła na biurka policjantów z krakowskiego Archiwum X, badających niewykryte zbrodnie pod nadzorem prokuratorów z miejscowej prokuratury okręgowej.
Pierwsza ofiara
Pierwszy akt tej historii rozegrał się w Łączkach pod Leskiem 21 listopada 1985 roku. Rozpędzony fiat 126p wpadł na idącego poboczem 40-letniego Edwarda Krajnika, który w efekcie obrażeń zmarł.
Dwa kolejne śledztwa, prowadzone jeszcze w czasach PRL, wykazywały, że za kierownicą auta siedział ojciec ówczesnego zastępcy komendanta milicji w Lesku. Ten, wraz ze swoim przełożonym, mieli być tylko pasażerami, a w chwili wypadku spać.
Dopiero śledztwo przeprowadzone w 2014 roku przez Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie wykazało, że za kierownicą fiata siedział jednak Tadeusz P.
Aby ukryć prawdziwe okoliczności zdarzenia, na miejsce sprowadzono ojca P., który akurat przebywał u znajomych syna. Winę za spowodowanie śmiertelnego wypadku wziął na siebie. Po krótkim śledztwie sprawę umorzono, za sprawcę uznając Edwarda Krajnika, który pijany miał niespodziewanie wtargnąć pod samochód
Mimo że wszczęte na nowo śledztwo w 2014 roku ujawniło prawdziwy przebieg wypadku, to nikomu nie przedstawiono zarzutów - ewentualne przestępstwa przedawniły się.
Druga ofiara
W 1985 roku na miejscu wypadku, w którym śmierć poniósł Edward Krajnik, pojawił się młody milicjant Krzysztof Pyka, który wracał tą samą drogą autobusem. W ten, nieco przypadkowy sposób, miał być świadkiem tuszowania prawdziwych okoliczności wypadku przez swojego komendanta. Według zeznań świadków odmówił nawet podpisania dokumentów z wersją wydarzeń, zgodnie z którą za kierownicą fiata siedział ojciec jego przełożonego. Pyka zginął trzy tygodnie po tych wydarzeniach.
- Pił alkohol z innym milicjantem, Wiesławem M., który również został teraz zatrzymany przez policjantów z Archiwum X. Przyjęli oni hipotezę, że przed laty M. pomógł komendantowi upić kolegę stanowiącego zagrożenie. Następnie zaś P. miał utopić Krzysztofa Pykę w Jeziorze Solińskim, likwidując w ten sposób niewygodnego świadka - mówi nam oficer małopolskiej policji, prosząc o zachowanie anonimowości.
Ciało Krzysztofa Pyki wyłowiono w lutym 1986 roku. Śledztwa prowadzone w PRL nie powiązały jego śmierci ze sprawą wypadku.
Trzecia ofiara
Według dziennikarzy z Podkarpacia śmierć milicjanta wiąże się ze sprawą zaginięcia reportera "Gazety Bieszczadzkiej" Marka Pomykały. Ostatni ślad urywa się za nim w 1997 roku. Przed zaginięciem znajomym mówił, że zajmuje się sprawą śmierci Krzysztofa Pyki.
Jednak śledztwo - prowadzone przez rzeszowską prokuraturę okręgową w latach 2000 - ani nie wyjaśniło, co się stało z dziennikarzem, ani nie powiązało jego zaginięcia ze sprawą śmierci sprzed lat. W uzasadnieniu umorzenia postępowania śledczy napisali wtedy, że Pomykała miał wcześniej próbę samobójczą, skłonność do alkoholu.
Teraz jednak małopolscy policjanci i prokuratorzy twierdzą, że znaleźli nowe dowody w tej sprawie.
Prokuratura Okręgowa w Krakowie poinformowała w piątek w komunikacie, że Tadeuszowi P. zarzucono, że na przełomie kwietnia i maja 1997 roku w Wołkowyi "w celu uniknięcia odpowiedzialności dyscyplinarnej i karnej za spowodowanie w stanie nietrzeźwości wypadku komunikacyjnego ze skutkiem śmiertelnym w dniu 21 listopada 1985 roku w miejscowości Łączki woj. podkarpackiego, działając z zamiarem bezpośrednim zabójstwa, pozbawił życia znanego dziennikarza przygotowującego do publikacji materiały w sprawie tego wypadku komunikacyjnego". Dodała, że "pod pozorem udzielenia mu wywiadu o okolicznościach wypadku, podstępnie zwabił pokrzywdzonego do domku letniskowego, następnie doprowadził go do stanu nietrzeźwości, i wykorzystując ten stan, udusił pokrzywdzonego".
Zarzut usiłowania zabójstwa żony
Według prokuratury "w okresie od bliżej nieustalonego dnia i miesiąca 2015 roku do bliżej nieustalonego dnia listopada 2016 roku w Bytomiu oraz innych miejscowościach, działając w krótkich odstępach czasu, w wykonaniu z góry powziętego zamiaru pozbawienia życia swojej żony poprzez spowodowanie zatrucia jej organizmu, usiłował pozbawić ją życia w ten sposób, że systematycznie dodawał do wypijanych przez nią napojów znaczne dawki określonych leków".
Jak dodano, P. "jesienią 2016 roku umieścił w jej papierosach rtęć, co w przypadku ich wypalenia, z uwagi na wdychanie wytworzonych pod wpływem temperatury oparów rtęci, skutkowałoby bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia lub zdrowia, jak i mogło skutkować zgonem pokrzywdzonej".
Prokuratura przekazała, że podejrzany zamierzonego celu nie osiągnął, ponieważ żona wykryła jego działanie i nie wypaliła tych papierosów.
Czwarty zarzut dotyczy posiadania przez Tadeusza P. w Bytomiu, w dniu 22 listopada 2022 roku ponad 24 gramów "ziela konopi innych niż włókniste".
Prokuratura Okręgowa w Krakowie poinformowała, że "przesłuchany w charakterze podejrzanego Tadeusz P. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów oraz złożył wyjaśnienia".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock