Poniedziałek, 21 września W katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk" zginęło 14 górników. Wszyscy mówią tylko o nich. O rodzinach - żonach i dzieciach - które zostawili, wspomina się mniej. A to one potrzebują teraz ogromnego wsparcia. Obietnice pomocy są, a jak wygląda rzeczywistość?
O tym, jak żyją rodziny górników wie najlepiej pani Małgorzata, której mąż osiem lat temu zginął w kopalni "Bielszowice". Pana Marka przygniotła bryła węgla.
Żona do tej pory nie może pogodzić się ze stratą. - Powiedzieli mi, że był wypadek. Wtedy jedna myśl: niech będzie bez rąk, bez nóg, ale nich żyje - mówi.
Śląskie kobiety
O śląskich kobietach, które na co dzień muszą żyć ze świadomością, że ktoś z ich bliskich z szychty nie wróci mówi: - Kobiety śląskie to są dobre, proste kobiety. Tylko nie każda ma tyle siły w sobie.
Przyznaje, że sama po śmierci męża miała chwile załamania. - W pierwszą noc (...) chciałam skoczyć z balkonu, bo nie miałam po co żyć - wyznaje. I mówi, że najtrudniej o wszystkim było powiedzieć trójce ich dzieci. - Bardzo dużo czasu poświęcał dzieciom. Potrafił godzinami opowiadać im dlaczego księżyc świeci, dlaczego są gwiazdy, dlaczego kamień jest twardy - takie wspomnienia o relacji pana Marka z dziećmi zachowała pani Małgorzata. Kiedy męża i ojca zabrakło, to ona musiała wziąć na siebie ciężar utrzymania rodziny.
Mamione obietnicami
A ciężar jest spory, bo mimo obietnic z wielu stron, nie ma żadnej pomocy. Jak mówi pani Małgorzata, w pełni rozumie wdowy po górnikach, którzy w zeszły piątek zginęli w kopalni "Wujek-Śląsk". - Teraz one będą mamione obietnicami, że będzie tak czy siak, będą żyły w słodkiej nieświadomosci, a potem będą przeżywały, to co ja przeżywam - mówi. I dodaje: - Jest mi bardzo żal tych kobiet. Nie wiem jak potoczą się ich losy. Bo ja to jestem taki (...) kamikadze.
Pani Małgorzata ocenia wprost: obietnice wygłaszane w blasku fleszy, z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. - Byłam objęta bardzo dobrą opieką po śmierci męża, tylko nie wiadomo, co będzie później.
- Traktuje się nas jak żebraków, jak złodziei. Jak byśmy chcieli coś od innych wyciągnąć - żali się.
Póki co, wdowa po górniku dostaje tak zwaną rentę wyrównawczą. Tak będzie jednak tylko jeszcze przez najbliższy rok, czyli do chwili, kiedy jej najmłodszy syn skończy 18 lat. Wtedy pieniądze nie będą już się jej należeć.
Obecnie obowiązujące przepisy mówią, że jeśli w chwili uzyskania pełnoletniości przez dziecko, wdowa nie ma skończonych 50-ciu lat, renta jej się nie należy.
Przeprowadzka, mały biznes
Pani Małgorzata nie poddała się - cały czas coś robi, działa.
Opuściła Śląsk i zamieszkała na Kujawach, gdzie otworzyła mały sklepik. Wszystko po to, by - jak mówi - kiedy zabraknie renty, nie musiała być na garnuszku u dzieci.