Środa, 28 kwietnia Od krajowej drogi numer 4 dom państwa Szpylmów miał oddzielać dźwiękochłonny ekran. I oddziela, ale od zmodernizowania drogi ich podwórko przypomina ciemne więzienie, z którego wyjątkowo trudno się wydostać.
Ekran jest nowoczesny, wysoki, ruchomy jak ogromna brama... i bardzo ciężki. By wyjść z domu, starsze małżeństwo musi ekran przesuwać.
- Nie do przeciągnięcia, straszny ciężar - narzekają.
Cały świat nam przesłonili. Ciemno, sąsiada nie widać, na pole nie widać, kwiatek nie urośnie, bo ciemno. Stanisława Szpylma
A na tym nie kończy się problem. Ekran stoi przed bramą, będącą fragmentem oryginalnego ogrodzenia domu. Tam też drogowcy postawili jeden ze słupów podtrzymujących konstrukcję. Teraz przejedzie tamtędy tylko samochód osobowy.
- Przyjechały maszyny, wykopali dół. Zapytałem, dlaczego nam wjazd zwężają. Przecież jak ojciec będzie chciał przywieźć węgiel, to tu nie wjedzie - denerwuje się pan Adam Szpylma, syn pana Eugeniusza, właściciela posesji.
Kolejne "ułatwienia"
Państwu Szpylmom pozostaje zastępcze korzystanie z drogi wjazdowej na sąsiednią posesję. Ale nawet to ułatwienie niebawem się skończy - posesja ma zostać ogrodzona. Wtedy zostanie tylko ich własna, zwężona brama.
- Wczoraj tędy syn chciał się wydostać bronami. Nie dał rady - mówi Eugeniusz Szpylma.
Jeszcze większy problem dostrzega żona pana Eugeniusza, Stanisława. No bo jak po nich przyjedzie chociażby karetka pogotowia? - A my stare ludzie już - smuci się.
Geodeci sprawdzą
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przyznaje, że umiejscowienie słupa w bramie jest niefortunne. - Wysłaliśmy na miejsce geodetów, którzy mają sprawdzić, czy plan budowy ekranów zrealizowano zgodnie z projektem - mówi Joanna Rarus z GDDKiA w Rzeszowie.
Miało być lepiej
Niestety, nawet jeśli słup zniknie z bramy, problem ekranu pozostanie. - Cały świat nam przesłonili. Ciemno, sąsiada nie widać, kwiatek nie urośnie, bo ciemno - mówi pani Stanisława.
Dlatego w obawie o rodziców synowie zaczęli pisać pisma, prosili o interwencję. Bez skutku i odpowiedzi od dwóch lat.
- Do nas trafia bardzo dużo spraw, wszyscy myślą, że im odpiszemy od razu. Prosimy tych ludzi, żeby byli cierpliwi - tłumaczy Joanna Rarus z rzeszowskiego GDDKiA.