Piątek, 13 listopada Matka małej Poli zmuszona była na własny koszt wykonać test na A/H1N1, bo szpital zakaźny uznał, że nie było powodów do hospitalizacji dziecka. Okazało się, że system diagnozowania nowej grypy zawodzi, a lekarze narazili postronnych ludzi na zakażenie się wirusem. Choć - jak twierdzi specjalista z Centrum Zdrowia Dziecka - hospitalizacja w przypadku Poli była zbędna.
Pani Katarzyna udała się ze swoją kaszlącą i gorączkującą córką do pediatry. Podczas badania lekarka przeprowadziła paskowy test na obecność wirusa grypy. - Lekarz test obejrzał i stwierdził, że jest słynna grypa - relacjonuje matka, opowiadając o tym, jak lekarka zdiagnozowała A/H1N1 u jej córki.
Co ciekawe, test paskowy potwierdzić może jedynie, czy dana osoba jest chora na wirusa typu A, nie zaś stwierdzić, że jest to konkretnie A/H1N1. - Na skierowaniu lekarz napisał, że to jest A/H1N1, czyli moim zdaniem wprowadził mnie w błąd - mówi o wizycie u pediatry pani Katarzyna.
Dalej jeszcze gorzej
Lekarz, zgodnie z zaleceniami ministerstwa zdrowia, skierował Polę do szpitala zakaźnego. Tam matkę dziecka spotkało jeszcze większe zaskoczenie. - Pani doktor zrobiła wielkie oczy, spojrzała na Polę i powiedziała, że nie widzi, żeby dziecko było chore - mówi pani Katarzyna. - Na wynik testu powiedziała, że jest bardzo słaby i wcale nie musi oznaczać A/H1N1 - dodaje. Zgodnie z zaleceniami ministerstwa, w tym momencie dziecko powinno przejść dodatkowe badanie, właśnie w szpitalu zakaźnym. Ale lekarka uznała, że Pola jest zbyt zdrowa na dodatkowe testy i w związku z tym - jeśli pacjent sobie życzy - to może je zrobić gdzie indziej, na własny koszt i odpowiedzialność.
Jednak świńska grypa
- Myślałam, że ze szpitala zakaźnego nas nikt nie wypuści z tym podejrzeniem, żebyśmy nikogo nie zarazili - relacjonuje pani Katarzyna. Matka z córką udała się do sanepidu, gdzie za test zapłaciła 300 złotych. Warunki w tym miejscu - delikatnie mówiąc - słabo chroniły przed zarażaniem się kolejnych ludzi. - Tam czeka się w otwartej poczekalni, w otwartym korytarzu, z różnymi chorobami i wirusami - relacjonuje matka. Podczas wizyty w trzeciej przychodni w końcu Pola otrzymała diagnozę - jest chora na nową grypę. Przy okazji jej matka wydała kilkaset złotych, straciła sporo nerwów, a wiele osób zostało narażonych na zakażenie się A/H1N1 od Poli.
Pediatra: to ogłupianie
Profesor Janusz Książyk z warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka jest przeciwnikiem robienia sprawy z tego, co spotkało Polę. - Źle interpretujecie działania lekarza - utrzymuje pediatra. - Stan dziecka jest doskonały, przyjmowanie takiego dziecka byłoby błędem - dodaje.
- Nie należy ulegać magii mediów i magii słowa o potędze grypy A/H1N1. Trzeba Rozsądnie podchodzić do tego problemu. To ogłupianie nas pandemią, która - jak widać na przykładzie dziecka - przebiega łagodnie - sceptycznie ocenia zagrożenie świńską grypą lekarz.
"Dziecko wygląda dobrze"
Profesor Książyk twierdzi, że Pola nie nadawała się do szpitala. - Dziecko to nie powinno być hospitalizowane nawet, jeśli mielibyśmy potwierdzenie zakażenia nowym wirusem wcześniej - utrzymuje lekarz. A dlaczego? Bo dobrze wygląda. - Mama usłyszała w izbie przyjęć, że powinna izolować dziecko - dodaje pediatra. Jego zdaniem znaczenie w przypadku Poli - która lekko przechodzi chorobę - ma tylko epidemiologia. Dziecko powinno siedzieć w domu, żeby nie zarażać innych, to wszystko - twierdzi profesor.
Wszystko było w porządku?
- Lekarz pierwszego kontraktu może wykonać testy paskowe, potem kieruje do szpitala zakaźnego, czy pediatrycznego, i tam lekarz w izbie przyjęć ocenia stan kliniczny dziecka - opowiada o prawidłowym przebiegu diagnozy nowej grypy lekarz. - Jeżeli są objawy wskazujące na powikłania, albo sam przebieg choroby jest ciężki, to dziecko bierze się do szpitala - dodaje. - Inaczej całe szpitale byśmy mieli pełne takich bawiących się dzieci - odnosi się do Poli Książyk. - Lekarz pierwszego kontaktu postąpił właściwie, zrobił test i odesłał dziecko z testem paskowym do szpitala zakaźnego, tam lekarz na izbie przyjęć stwierdził, że nie ma powodów do hospitalizacji. I kropka - kończy profesor.