Czwartek, 5 listopada Ruchliwe skrzyżowanie we Wrocławiu. Tuż obok ekipa rozbiórkowa wyburza starą kamienicę. W pewnej chwili okolicę spowija tuman kurzu, a na jezdnię wali się jedna ze ścian - tuż obok jednego z robotników. Ruch na ulicy odbywał się normalnie, całe szczęście, że ktoś mimo wszystko pomyślał, by z uderzeniem zaczekać na czerwone światło.
Ramieniem, które miało wyburzyć ściany kamienicy sterował pan Mirosław. Jego ruchami z kolei sterował jego przełożony, który był na ziemi. Razem mieli doprowadzić do takiego uderzenia, które spowodowałby upadek ścian kamienicy do jej wnętrza. Niestety, coś im się nie wyszło.
Nikomu nic się nie stało, ale okoliczne ulice sparaliżowały kilkugodzinne korki. Prokuratura podjęła w tej sprawie śledztwo.
Sporo szczęścia
Ściana kamienicy, która runęła na wrocławskie skrzyżowanie, spowodowała niemałe emocje stojących na światłach kierowców. Niektórzy z nich, którzy na skutek błedu robotników utknęli w wielkim korku, myśleli nawet, że taki był plan, że budynek miał runąć na środek ulicy. Bo przecież nikomu nic się nie stało, a robotnicy spokojnie chodzili pośród gruzów.
Kierowcy byli jednak w błędzie - to, że nikt nie zginął, to wyłacznie kwestia szczęścia. Przecież w każdej chwili mogło zapalić się zielone światło, a ściana - zamiast na pusty asfalt - mogła spaść na samochody.
- To po prostu prace budowlane i nie możemy przewidzieć do końca, co się stanie - mówi o przypadkowości takiej rozbiórki Andrzej Łukasik ze straży pożarnej.
Nawet nie wstrzymali ruchu...
- Akurat wyburzają ścianę w piątek o tej porze, czyli jest bez sensu totalnie ta robota robiona - komentował korki jeden z kierowców. - Po jakimś czasie dotarło do mnie, że ta ściana mogła spaść na mój samochód. Mogła mnie zabić - mówi z kolei inny świadek, Robert Górski.
Eksperci oceniają postępowanie ekipy rozbiórkowej bardzo surowo. - Rozbieranie tego w taki sposób, w takiej strefie, gdzie nie zachowano strefy bezpieczeństwa, która jest dość znaczna, wiąże się z dużym ryzykiem. O ile widziałem tam nawet nie wstrzymano ruchu - komentuje docent Jan Kozicki z Politechniki Łódzkiej.
Nie ten kardynał...
Firma prowadząca rozbiórkę wystąpiła o wstrzymanie ruchu, ale nie na tej ulicy, na którą spadła ściana. Inwestor chciał zamknięcia jednego pasa ulicy Kardynała Kominka, a gruzy budynku spadły na ulicę Kardynała Wyszyńskiego.
- Żaden wniosek na zajęcie ulicy Wyszyńskiego do nas nie trafił - mówi na ten temat krótko Ewa Mazur z Zarządu Dróg Miejskich we Wrocławiu. Inwestor nie poczuwa się do odpowiedzialności, a podwykonawcy nie chcieli się wypowiedzieć przed kamerą. Twierdzili jednak w prasie, że wszystko było pod kontrolą i zgodnie z planem.
Jego zdaniem wyburzenie było planowane na czas zapalenia się czerwonego światła i w tym czasie ściana runęła. Gorzej, że światło w każdej chwili mogło się zmienić, o czym nikt już nie wspomina. Sprawą zajmuje się już Inspektorat Nadzoru Budowlanego i prokuratura.