Niewiele zrobili Hiszpanie, by wkroczyć do ćwierćfinału mistrzostw świata. Na moskiewskich Łużnikach zanudzili kibiców podaniami, z których nie wynikało absolutnie nic. I zostali za to ukarani. Po remisie 1:1 i serii jedenastek awans wywalczyła Rosja.
Piłkarze Hiszpanii do niedzieli nigdy nie wygrali na mundialu z drużyną, której kraj akurat go organizował. Porażki w takich spotkaniach dopadały ich w 1934, 1950 i 2002 roku - odpowiednio z Włochami, Brazylią i Koreą Płd. - Nadszedł czas, by skończyć z tym przekleństwem - stwierdził Cesar Azpilicueta. Sborna, dowodzona przez byłego trenera warszawskiej Legii Stanisława Czerczesowa, to ekipa nieobliczalna. Przed startem turnieju nie stawiał na nią nikt, a w grupie rozbiła Arabię Saudyjską 5:0, Egipt 3:1, by na zakończenie ulec Urugwajowi 0:3. W każdym razie po raz pierwszy od rozpadu Związku Radzieckiego awansowała do fazy pucharowej mistrzostw świata. Hiszpanie tuż przed mundialem wyrzucili selekcjonera Julena Lopeteguiego, bo ten postawił na Real Madryt. Jego obowiązki w trybie natychmiastowym powierzono dyrektorowi reprezentacji Fernando Hierro. W grupie nic nie przyszło im łatwo - 3:3 z Portugalią, 1:0 z Iranem, 2:2 z Marokiem - a i tak w niej zwyciężyli.
Na zapaśniczej macie
Na ławce rezerwowych zaczął niedzielne spotkanie Andres Iniesta. Jego koledzy od początku cierpliwie wymieniali podania, na co rosyjscy kibice reagowali albo gwizdami, albo dopingiem na swoich. Zawodnicy Czerczesowa czyhali na błąd rywala. W minucie 11. Jurij Żyrkow stracił zdrowy rozsądek i staranował Nacho brutalnym faulem. Poszkodowany w końcu się pozbierał, z trudem, ale dał radę. Po rzucie wolnym o pozycję walczyli Sergio Ramos i Siergiej Ignaszewicz, w sposób przedziwny, jak na zapaśniczej macie. Obaj runęli na murawę, piłka odbiła się od nogi rosyjskiego weterana - lat 39 - i wpadła do siatki jego drużyny.
Hiszpanie nadal nie pozwalali rywalom na nic. Podawali i podawali. W nieskończoność. Na gola numer 2 ochoty nie mieli. I stało się. Aleksandr Samiedow bił rzut rożny. Artiom Dziuba główkował i trafił w wysoko wystawioną rękę Gerarda Pique. Na nic zdały się protesty, sędzia wskazał na jedenasty metr. David De Gea rzucił się w swoje prawo, Dziuba uderzył w lewo. 1:1. Czerczesow karnego nie oglądał, odwrócił się i czekał na reakcję stadionu.
Pomysłów brak
Po przerwie Hiszpanie musieli ruszyć do ataku. Starał się Isco, ale sytuacji - o tych groźnych nie wspominając - brakowało.
Iniesta długo nie był wzywany na ratunek, Hierro posłał go w końcu do boju w 67. minucie.
Na boisku nie zmieniło się nic, usnąć można było. Rosjanie ustawili się w obronie, Hiszpanom pomysłu na jej sforsowanie brakowało.
Raz zakotłowało się pod bramką Igora Akinfiejewa - po strzale Iniesty i dobitce Iago Aspasa. Bez zmiany wyniku.
Po drugiej stronie De Gea pracy nie miał.
Dogrywka, dodatkowe pół godziny kary dla kibiców śledzących wydarzenia na Łużnikach. Też nic.
W serii rzutów karnych 4:3 dla Rosji. Pomylili się Koke i Aspas, Akinfiejew obronił ich uderzenia. Sborna w ćwierćfinale.
Autor: rk / Źródło: sport.tvn24.pl