Włodarze Widzewa doszli do porozumienia z wierzycielami klubu w sprawie spłaty zaległości, ale nie oznacza to, że widmo upadku całkowicie się od Łodzi oddaliło. Drużynę stara się jednak reanimować Sylwester Cacek, jeden z udziałowców łódzkiego zespołu. Biznesmen przekaże klubowi 5 milionów złotych.
Cacek zaznaczył, że nie jest to darowizna, ale forma pożyczki, za pomocą której Widzew będzie mógł spłacić najpilniejsze długi. Tylko to pozwoli łodzianom myśleć o cofnięciu przez PZPN zakazu transferów gotówkowych do klubu. Bez wzmocnień Widzew pozostanie głównym kandydatem do spadku, a degradacja będzie - zdaniem wielu osób związanych z klubem - równoznaczna z upadkiem. Ekstraklasa albo śmierć Długi Widzewa sięgają 20 milionów złotych. Warunkiem ich spłaty jest pozostanie klubu w T-Mobile Ekstraklasie. Tylko gra w elicie zapewni łodzianom spore pieniądze z praw telewizyjnych, większe przychody z dni meczowych oraz większe kwoty od sponsorów. Jeden z bliskich współpracowników Sylwestra Cacka przyznał "Przeglądowi Sportowemu", że biznesmen prawdopodobnie odejdzie z klubu, jeżeli ten spadnie do I ligi. Na zapleczu nie pograją Choć Sylwester Cacek ma w tej chwili jedynie 4 proc. akcji Widzewa (pozostałe należą do należą do firmy Altus SA TFI), jego obecność w klubie oznacza dla łodzian być albo nie być. Cacek w ciągu ostatnich lat przekazał Widzewowi około 60 milionów złotych, a wątpliwe jest, by pozostali udziałowcy byli tak hojni. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że w razie degradacji klub nie przystąpi do rozgrywek I ligi i ogłosi upadłość.
Autor: ekstraklasa.tv / Źródło: "Przegląd Sportowy"