Stany Zjednoczone przez chwilę ogarnęło szaleństwo. Jeszcze w 95. minucie meczu grupy G Amerykanie prowadzili z Portugalią 2:1. Wydawało się, że mają awans w kieszeni, a Cristiano Ronaldo może szykować się do powrotu do domu. Ale w ostatniej akcji spotkania wyrównał Varela.
Przed tym spotkaniem mówiło się tylko o jednym - o kontuzji Cristiano Ronaldo. Gwiazdor Portugalii długo zwodził rywali, ale podobnie jak w meczu z Niemcami ostatecznie wyszedł na boisko. To jednak nie CR7 był głównym aktorem widowiska w upalnym Manaus. Karty od początku rozdawali Amerykanie. Pierwszą groźną sytuację stworzyli jednak pod... własną bramką. Jeden z defensorów nie trafił w piłkę, a z tego błędu skorzystał Nani i dał prowadzenie Portugalczykom. W kolejnych minutach piłkarze USA za wszelką cenę dążyli do wyrównania, ale na drodze do bramki stawał Rui Patricio albo piłkę z linii bramkowej wybijali obrońcy. Niemoc Amerykanów przerwał dopiero fantastyczny strzał Jermaine'a Jonesa. Losy spotkania chciał jeszcze odmienić Ronaldo. Zawodnik Realu Madryt strzelał z wolnych, z gry, próbował zaskoczyć Tima Howarda uderzeniem głową, prawą nogą, ale to wszystko było na nic. Każdy ze strzałów Portugalczyka lądował poza bramką rywali. Dużo więcej szczęścia miał Clint Dempsey, który po zamieszaniu w polu karnym wepchnął piłkę do siatki i dał prowadzenie Amerykanom. Szczęście opuściło graczy Juergena Klinsmanna w ostatniej akcji meczu. W pole karne dośrodkował Ronaldo, a gola na wagę remisu i przedłużenia szans Portugalczyków na wyjście z grupy strzelił Silvestre Varela.
Jankesi stali jak zamurowani. Jeszcze długo nie opuszczali placu gry. Byli tak blisko.
I oni, i CR7 z kolegami ciągle są w grze. O wszystkim zadecydują mecze USA z Niemcami i Portugalii z Ghaną.
Autor: drop/twis / Źródło: sport.tvn24.pl