Środa, 17 sierpnia Przytrzymywał ją za ręce i za nogi. Zakrywał jej usta. Według śledczych przemocą chciał zmusić do "obcowania płciowego". Jest akt oskarżenia dla 49-letniego pielęgniarza z częstochowskiego pogotowia ratunkowego. Witold N. stanie przed sądem za usiłowanie gwałtu na koleżance z pracy. - Starsze pielęgniarki, jak na przykład złapał je za tyłek, czy za pierś, na to pozwalały, "bo Witek jest taki". Ja powiedziałam, że na to nie pozwolę - mówi pokrzywdzona pielęgniarka.
Sprawa wyszła na jaw na początku tego roku. Informowali o niej m.in. związkowcy z częstochowskiego pogotowia. Pokrzywdzona - która pracowała w pogotowiu jako ratownik medyczny - powiedziała prokuratorom, że padła ofiarą przemocy seksualnej pod koniec ubiegłego roku w siedzibie pogotowia. W lutym pielęgniarz został zatrzymany. Stracił też pracę. W obliczu aresztowania i prokuratorskich zarzutów dyrekcja nie miała innego wyjścia jak go zwolnić. Choć rozmawiając z dyrektorem trudno odnieść wrażenie, że żałuje iż wtedy, gdy sprawa wyszła na jaw, tylko przeniósł pielęgniarza na inne stanowisko.
"Nic do zarzucenia"
- Ja sobie tutaj nic nie mogę zarzucić. Może gdybym przewidział, że to nabierze takiego rozgłosu...- zastanawia się Leszek Łyko, dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Częstochowie. I zaraz dodaje, że przecież decyzję w sprawie pielęgniarza podjął: - Zdjąłem go z funkcyjnego i przesunąłem do jednostki w Blachowni, dostał też karę - przypomina dyrektor. I dodaje, że nie miał "jednoznacznych powodów" by go zwolnić.
Te powody znalazła prokuratura. W ciągu trzech miesięcy przesłuchano kilkudziesięciu świadków. Zebrano pokaźny materiał dowodowy. Jest też opinia biegłego seksuologa. To wszystko nie pozostawia wątpliwości. Mężczyzna usłyszał zarzut usiłowania gwałtu do którego się nie przyznaje.
Trzymał za ręce i nogi, zatykał usta
- Witold N. został oskarżony o usiłowanie gwałtu na jednej z pracownic pogotowia. Używając przemocy w postaci trzymania za ręce i nogi oraz zatykania ust, usiłował doprowadzić kobietę do obcowania płciowego. Nie osiągnął celu z uwagi na opór pokrzywdzonej - relacjonował prokurator.
W dwóch innych przypadkach, które wykryto w czasie śledztwa, miało dojść do doprowadzenia pracownic do tzw. innej czynności seksualnej, jak definiuje to kodeks karny. Pokrzywdzone kobiety potwierdziły to w złożonych w prokuraturze zeznaniach, ale nie chciały ścigania sprawcy. Pielęgniarz był nieformalnym kierownikiem. M.in. wyznaczał dyżury i koordynował wyjazdy karetek.
Molestował od lat?
Oskarżonemu grozi kara od dwóch do 12 lat więzienia. Zanim do prokuratury trafił wniosek o ściganie Witolda N., o przypadkach molestowania w częstochowskim pogotowiu poinformowały media, powołując się na informacje od związkowców. Pielęgniarz miał się przyznać do czynu, gdy ratowniczka powiadomiła dyrekcję.
Według doniesień prasowych, pierwsze sygnały dotyczące seksualnych nadużyć pielęgniarza z częstochowskiego pogotowia pojawiły się już siedem-osiem lat temu. Związkowcy sugerowali, że ten sam pielęgniarz molestował nie tylko inne kobiety zatrudnione w pogotowiu, ale także nieprzytomne lub półprzytomne pacjentki wożone w karetkach.
Jak powiedział prok. Ozimek, m.in. z analizy wyjazdów karetek wynika, że mogło chodzić o młodą pacjentkę, która trafiła do karetki po tym, gdy zamierzała popełnić samobójstwo grożąc skokiem z wieżowca. Dziś kobieta nie żyje, dlatego również ten wątek został umorzony.
"Nie żałuję, że powiedziałem prawdę"
Ci którzy sprawę ujawnili teraz obawiają się o pracę. Damian Chmielarz, kierowca karetki z przerażeniem patrzy w przyszłość. W maju przyszłego roku kończy mu się umowa o pracę. Na utrzymaniu ma żonę i dwie małe córeczki. Naraził się dyrekcji.
- Z jednej strony żałuję, bo mogę stracić pracę. Zakład pracy najprawdopodobniej nie przedłuży mi umowy. To już miała być trzecia umowa. To tego żałuje. Ale nie żałuje, że powiedziałem prawdę - mówi pracownik Pogotowia Ratunkowego w Częstochowie.