Wtorek, 9 sierpnia Nowa droga nie zawsze oznacza wygodę i zadowolenie mieszkańców. W Trepczy na Podkarpaciu jezdnia znajduje się bowiem nawet metr wyżej niż poziom, na którym stoją domy, a inwestor "zapomniał" o podjazdach. Mieszkańcy wyjechać z własnego podwórka nie mogą, a do wyjścia potrzebują stołeczka.
W Trepczy niedaleko Sanoka na Podkarpaciu przebudowano drogę powiatową. Jest nowa nawierzchnia i nowe chodniki, na które wszyscy początkowo się cieszyli. Dopóki nie okazało się, że nie mogą wyjechać z własnych podwórek, bo droga znajduje się nawet metr wyżej niż teren ich posesji.
- To najnowszy krzyk technologii budowania drogi za unijne pieniądze - mówi Piotr Ziemlewicz, mieszkaniec domu przy przebudowanej drodze. Do jego domu nie da się wjechać ani samochodem, ani wózkiem dziecięcym, ani rowerem. Na razie korzysta z uprzejmości i bramy sąsiadów. Sytuacja ta trwa już dwa miesiące, a reakcji ze strony budowlańców nie ma.
"Do zakończenia robót nic nie można zrobić"
Problemy z wydostaniem się z własnego podwórka ma też Antonina Mussur, która, by wejść na chodnik, potrzebuje stołeczka i pomocnej ręki. - 83 lata mam, wykształcenia nie mam, ale ja to bym na pewno inaczej zaprojektowała - mówi.
Co na to drogowcy? Dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg nie chce bronić projektanta felernej drogi, ale zwraca uwagę na fakt, że niektóre domy stoją znacznie poniżej poziomu drogi. Mieszkańcy twierdzą jednak, że zawsze tak było - a przed remontem jakoś się wyjeżdżać z podwórek dało.
Inspektor Nadzoru Budowlanego też rozkłada ręce. Dopóki trwają prace, nic nie można zrobić. - Dopiero skończenie robót upoważnia nas do wejścia i zrobienia kontroli - mówi.
Zarząd Dróg zapewnia, że po zakończeniu prac wykonany zostanie podjazd. Do tego czasu mieszkańcy Trepczy muszą radzić sobie sami.