Adrian Zieliński olimpijskiego triumfu tej nocy świętował nie będzie - nie chce budzić szykującego się do startu brata Tomasza. Złoty medalista w kategorii 85 kg zdradził, że chciał atakować rekord olimpijski, a w głowie miał cały czas słowa swojego kolegi po fachu, Szymona Kołeckiego.
- Już na rozgrzewce trener mówił: jesteś spokojny, będzie dobrze. Wiedziałem, że trzeba podnieść 211 kg, bo ten wynik daje medal, nie sądziłem tylko, że złoty. Kolejni zawodnicy podchodzili do sztangi i się wykruszali - opisywał.
Zwycięstwo dał mu wynik w dwuboju 385 kg. Tyle samo podniósł Rosjanin Apti Ałchadow, ale był lżejszy od Polaka.
"Kołek" miał rację
- Kandydatów do medalu było sześciu, a nawet ośmiu. Na podium stanęli ci, którzy wykazali się największą odpornością psychiczną. Jakiś czas temu Szymon Kołecki, mistrz olimpijski z Sydney, powiedział mi: "na igrzyskach dźwiga się głową, nie mięśniami i ciałem". Miał rację - powiedział Zieliński i dodał, że "byłem przygotowany na krążek każdego koloru, ale też na miejsce poza czołową trójką".
Świętować dzisiaj jednak nie zamierza. - Mieszkam razem z bratem Tomaszem, który jutro stanie na olimpijskim pomoście. Startować będzie też Arsen Kasabijew. Nie chcę im przeszkadzać. Ale jutro mogę już świętować - obiecał.
Autor: kcz / Źródło: PAP