Reprezentacja Belgii w słabym stylu pożegnała się z mistrzostwami świata w Brazylii, mimo to drużyna Marca Wilmotsa została gorąco powitana w kraju po powrocie. Czerwone Diabły spotkały się z królem Filipem, królową Matyldą oraz z kibicami.
Na mundialu w Brazylii Belgowie z każdym meczem się rozkręcali. Szturmem, bo z kompletem trzech zwycięstw przeszli przez fazę grupową, natomiast w 1/8 finału zagrali najlepsze spotkanie w całym turnieju przeciwko Stanom Zjednoczonym. Ci, którzy liczyli na niespodziankę w ćwierćfinale z Argentyną, srogo się rozczarowali. Czerwone Diabły zagrały najsłabszy mecz i przegrały 0:1.
Kibice docenili jednak postawę reprezentacji, która na występ na mundialu musiała czekać aż 12 lat. Tłumnie stawili się, by przywitać swoich piłkarzy.
Wilmots zjednoczył naród
Uroczystość, transmitowana na żywo przez telewizję publiczną, mogła nie dojść do skutku, ponieważ pierwotnie zawodnicy chcieli wrócić do Belgii incognito, rozczarowani przedwczesnym wyeliminowaniem z mundialu.
- Dla nas to świętowanie jest bolesne. Nasze ambicje sięgały wyżej - powiedział kilkuset kibicom kapitan drużyny Vincent Kompany. Przed Pałacem Królewskim ustawiono dla piłkarzy specjalną scenę. Czerwone Diabły spotkały się ponadto z królem Filipem, królową Matyldą.
Selekcjoner Belgów Marc Wilmots podkreślił, że najpiękniejszą rzeczą, która udała się jego drużynie podczas mundialu w Brazylii, było "zjednoczenie całego narodu". Z kolei obrońca Daniel van Buyten obiecał kibicom lepszy występ podczas Euro 2016 we Francji.
Autor: lukl / Źródło: sport.tvn24.pl