- Będziecie musieli się ze mną męczyć kolejne cztery lata – powiedział do dziennikarzy dyskobol Piotr Małachowski po zdobyciu w Rio de Janeiro srebrnego medalu olimpijskiego. Prowadził do piątej kolejki, a w ostatniej złoto odebrał mu Niemiec Christoph Harting.
- Czy jestem zawiedziony? Nie. Uwierzcie mi, jestem bardzo szczęśliwy. To kolejny medal i wiedziałem doskonale, że chłopaki mogą mnie przerzucić. Daniel Jasinski i Harting są młodzi, a młodość czasami jest straszna. Sam taki kiedyś byłem i potrafiłem zaskoczyć – mówił 33-letni zawodnik WKS Śląsk Wrocław.
Złoty medal olimpijski to ostatni krążek, jakiego brakuje mu do bogatej kolekcji. Jest mistrzem świata (2015), dwukrotnie Europy (2010, 2016), a teraz po raz drugi wywalczył srebro igrzysk. Osiem lat temu uległ Estończykowi Gerdowi Kanterowi.
"Phelps ma więcej medali od nas"
- Zawsze jest sportowa złość, bo można było rzucać lepiej, ale cieszę się, bo to jest kolejny medal dla Polski. Nie mamy w ostatnich dwunastu latach tylu krążków, co zdobywa pływak Michael Phelps, więc cieszmy się z tego co jest - podkreślił.
Po ostatnim rzucie Hartinga, po którym Niemiec wyprzedził podopiecznego Witolda Suskiego, Małachowski starał się jeszcze skupić, ale – jak zaznaczył – nie było to wcale takie proste.- Od samego początku wiedziałem, że jest groźnym zawodnikiem. Celował w prawy promień i ciągle zahaczał siatkę. Nie byłem zaskoczony. Obawiałem się też Daniela Jasinskiego, który złapał wiatr w żagle – przyznał i dodał: - W rzucie dyskiem na takim poziomie, to nawet ustawienie stopy ma znaczenie. Oni zrobili to dobrze, luźniej, szybciej. Dlatego te dyski poleciały.
Mistrz świata zapewnił także, że nie dał się uśpić. - Wynik powyżej 67 metrów to naprawdę był niezły rzut. Zapraszam was na rzutnię, dam kilogramowy dysk i możecie spróbować – mówił.
Małachowski nie wyglądał jednak na załamanego. Podkreślił kilka razy, że jest szczęśliwy, ale i... zmęczony. - Nie czuję niedosytu. W pierwszej chwili może nie wyglądałem na szczęśliwego, ale jeśli prowadzisz pięć kolejek i w ostatniej tracisz złoto, to słabo. Ja byłem przygotowany. Chciałem jeszcze powalczyć, ale się nie udało. Nie przegrałem z Hartingiem, a ze sobą samym, bo nie rzuciłem dalej od niego - powiedział.
Planuje start w Tokio
Złoty medal olimpijski pozostaje jednak największym niezrealizowanym sportowym marzeniem Małachowskiego. - Będziecie musieli się jeszcze cztery lata ze mną męczyć, ale w Tokio będzie na pewno ciężko – dodał.
O Hartingu powiedział jeszcze: - On jest fajnym, a jednocześnie dziwnym facetem. Po tym jak mnie przerzucił mówił do mnie: "dawaj, walcz, rzucaj dalej". My jesteśmy rywalami, ale też każdy wie na co kogo stać. Z kolei po konkursie podszedłem do niego, pogratulowałem i zapowiedziałem, że widzimy się w Tokio.
Małachowski na razie nie myśli o zakończeniu kariery. - Jak sport będzie mi sprawiał taką frajdę jak teraz i będę rzucał w granicach 66-68 m, to będę trenować, przecież to całe moje życie. Ale jeśli już będę uzyskiwał po 62-63, to pewnie będzie to koniec – ocenił.
Medal zadedykował wszystkim Polakom. - Przy tych nieszczęśliwych rzeczach, które się działy z dopingiem w naszej reprezentacji, chciałem by zapomnieli o tym i znaleźli dobrą stronę medalu. My tu jesteśmy po to, by walczyć dla Polski. Nie ma co się smucić wpadkami, a cieszyć z tego, co mamy - zaznaczył. Olimpijski krążek prawdopodobnie trafi na licytację.
Autor: iwan / Źródło: sport.tvn24.pl, PAP