Dziecko na zamówienie - taką umowę miały zawrzeć ze sobą dwie mieszkanki Łodzi.
Mając już troje własnych dzieci, jedna z nich zobowiązała się urodzić czwarte dziecko i oddać swojej koleżance. Prawda wyszła na jaw w szpitalu, kiedy przed porodem nie chciała pokazać dokumentów. Lekarzom podała dane koleżanki i po wyjściu ze szpitala miała jej oddać dziecko. Lekarze zorietnowali się, że coś jest nie w porządku.
Usłyszą zrzuty?
Prawdziwa matka chłopca, Monika, ma 35 lat, a jej koleżanka Anna, 34. Są koleżankami od wielu lat. Czy zdają sobie sprawę z tego co zrobiły, nie wiadomo. Obie są lekko upośledzone umysłowo, mają drugą grupę inwalidzką. Skończyły tę samą szkołę specjalną.
34-letnia Anna twierdzi, ze w ogóle nie może mieć dzieci, a bardzo chciała być matką. Z kolei 35-latka nie chciała wychowywać czwartego dziecka, bo przekonuje , że jej na to porostu nie stać. Zapewnia też, że nie zamierzała na nielegalnym pozbyciu się dziecka zarobić.
Śledztwo w tej sprawie wszczęła już łódzka prokuratura. Na razie jednak nie postawiła kobietom zarzutów. Muszą zostać zbadane na poczytalność. - Jeśli okaże się, że są niepoczytalne, konieczne będzie umorzenie postępowania - tłumaczy Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Co z dzieckiem?
Noworodkiem, który został w szpitalu, zajmują się pielęgniarki. Dziecko na pewno nie wróci do swojej biologicznej matki, bo sąd już pozbawił ją praw rodzicielskich. Nie zostanie też synem kobiety, która chciała zostać jego matką podstępem.
- Po sześciu tygodniach zapadnie decyzja, czy dziecko trafi do pogotowia opiekuńczego czy pójdzie do rodziny adopcyjnej - wyjaśnia procedurę Irena Pawlak ze szpitala położniczego nr 2 w Łodzi, w którym obecnie przebywa chłopiec.