Mały zgrzyt wokół reprezentacji Portugalii przed półfinałem Euro. Kolejny raz kwestionuje się wiek wschodzącej gwiazdy tamtej piłki. Chodzi o Renato Sanchesa, który dał się we znaki polskiej reprezentacji.
Sprawa po raz pierwszy ujrzała światło dzienne pod koniec poprzedniego roku, pisano o niej i mówiono w największych środkach masowego przekazu w Portugalii. Otóż Sanches, tuż przed Euro kupiony przez Bayern z Benfiki za 35 mln euro, miał się urodzić - jak twierdzono - nie w 1997 roku, a pięć lat wcześniej. Wszystkich w błąd wprowadzić miała rzekomo (rzekomo, bo nikogo za rękę nie złapano) nieprawdziwa data wpisana w akcie urodzenia piłkarza. Ten fakt podchwycił słynny francuski trener Guy Roux, który ostatnio pytany o stawkę półfinalistów, komplementował Portugalię i Sanchesa. Ale wypowiadając się o zawodniku, który przyłożył się do odpadnięcia Polski z Euro (strzelił wyrównującego gola, później wykorzystał rzut karny, a na koniec został uznany piłkarzem meczu), zwrócił uwagę na jego wątpliwą metrykę. - On twierdzi, że ma 18 lat. Ale myślę, że powinien spojrzeć w swoją przeszłość. Jego data urodzenia została wpisana w dokumentach kilka lat po narodzinach. On nie ma 18 lat, ale 23 albo 24 - zarzuca Roux. Jednocześnie trener podkreślił: - Ale trzeba mu oddać, że jest świetny.
"To irracjonalne"
Co na to sam Renato? Teraz skupia się na środowym półfinale z Walią. Na temat kwestionowanej daty urodzenia wypowiedział się wcześniej. - Dorastałem w Portugalii. W Benfice byłem przez 10 lat. Więc jak mogę mieć 23 czy 24 lata? To irracjonalne - odpierał zarzuty. Z kolegi jego menedżer słynny Jorge Mendes, najpotężniejszy piłkarski agent świata, zapowiedział pozwy przeciwko wszystkim tym, którzy sprawę nagłośnili.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl