Przed niedzielnym finałem Rio de Janeiro czeka prawdziwa inwazja argentyńskich kibiców. Do Brazylii ma przylecieć, przyjechać i przypłynąć dziesiątki tysięcy fanów Albicelestes. Większość bez biletów.
"Podróżują samolotami i samochodami kempingowymi" - pisze argentyński dziennik "Clarin", który szacuje, że granicę z Brazylią specjalnie z myślą o obejrzeniu finałowego meczu z Niemcami pokona nawet 100 tys. rodaków.
Większość udaje się do Kraju Kawy bez biletów. "Obejrzą spotkanie na plaży, w barach i zaraz potem wrócą do kraju. Dla nich nie ma to znaczenia. Myślą o zdobyciu Pucharu Świata" - można przeczytać w najpoczytniejszej gazecie Argentyny.
Gospodarze mundialu dmuchają na zimne. Zapowiadają na niedzielę mobilizację służ porządkowych. Na ulice ma być skierowanych dodatkowo 2,5 tys. funkcjonariuszy.
To dopiero będzie kompromitacja
Czemu Argentyńczycy ciągną w takich ilościach do Brazylii? Sąsiedztwo z gospodarzem MŚ to jedna sprawa. Druga - głód pierwszego od 1986 roku tytułu.
Brazylijczycy długo będą się czerwienić ze wstydu, jeśli w niedzielę wygra Messi z kolegami. - To dopiero będzie kompromitacja. Są naszymi odwiecznymi wrogami, nienawidzimy ich - obawiają się.
W 1950 roku, kiedy brazylijski kraj po raz pierwszy organizował mundial, tytuł przypadł Urugwajowi, który gospodarzy pokonał w decydującym meczu na Maracanie. Gdyby w niedzielę zwyciężyła Argentyna, byłaby kolejnym sąsiadem Brazylii, który by się koronował na jego terenie.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl