Czwartek, 15 lipca Miał oszukiwać, wyłudzać pieniądze i narażać pacjentki na utratę zdrowia oraz życia. Mimo 76 prokuratorskich zarzutów, ginekolog Andrzej W. nadal przyjmuje pacjentki.
Sprawa wyszła na jaw w 2005 r., dzięki reporterom programu TVN Uwaga. Wrocławska prokuratura sformułowała przeciwko Andrzejowi W. akt oskarżenia i przesłała go do sądu.
Według śledczych, ginekolog wielokrotnie oszukiwał swoje pacjentki (w sumie 45), narażał ich życie i zdrowie na niebezpieczeństwo. Wymuszał i brał od nich także łapówki (miał popełnić 18 przestępstw korupcyjnych) m.in. za wykonywanie cesarskich cięć (od 1-3 tys. zł za jedno).
- Ustalono, że wmawiał im nieistniejące choroby, informował o konieczności natychmiastowego przeprowadzenia zabiegu, a gdy te na taki zabieg się decydowały stosował lek Propofol, nie mając uprawnień - mówi Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Drogie wizyty
Andrzej W. nie prowadził też żadnej dokumentacji lekarskiej pacjentek. Jednej z pacjentek powiedział, że wyleczył ją z guza, choć później okazało się, że ten wciąż jest w macicy. Prokuratorzy wyliczyli, że oszukał ją w ten sposób dziewięć razy. Tyle zabiegów usuwania zrostów w jamie macicy przeprowadził u niej w niecałe dwa lata. Kosztowało ją to 9 tys. zł.
Mimo prokuratorskich zarzutów Andrzej W. nadal przyjmuje pacjentki i wciąż stosuje Propofol. Nagrany przez reporterów TVN24 ukrytą kamerą tłumaczy enigmatycznie, dlaczego używa tego leku. - Można go stosować, tylko trzeba mieć na to pozwolenie, prywatny gabinet ginekologiczny nie dostanie na to zezwolenia. Ale ja mam niepubliczny zakład opieki zdrowotnej i spełniam te standardy - przekonuje Andrzej W.
Pacjentki, które leczą się u lekarza z zarzutami zaczynają się zastanawiać, dlaczego koszty leczenia ciągle rosną.
- Wydałam już 3 tys. plus wizyty. To w sumie już 4 tys. i nie ma żadnego efektu. W tej chwili mówi [ginekolog - red.], że jeszcze raz trzeba to zrobić [badanie - red.]. Tak się zastanawiam, czy to przypadkiem nie jest prawda, to co piszą w internecie, że jakieś pieniądze wyłudza [Andrzej W. - red.] - mówi jedna z pacjentek.
"To bzdury"
Prokuratura dwukrotnie stosowała wobec lekarza zakaz wykonywania zawodu, ale za każdym razem sąd to uchylał.
- Ostatecznie, sąd uchylając ten środek, zastosował jedynie nakaz powstrzymania się od prowadzenia prywatnej praktyki lekarskiej. Środek ten jest stosowany przez rok i postanowieniem sadu z 28 listopada 2008 r. został również uchylony - tłumaczy rzeczniczka wrocławskiej prokuratury.
Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu twierdzi, że uchylenie nakazu powstrzymania się od prowadzenia praktyki lekarskiej wynika z przedłużającego się postępowania przygotowawczego prokuratury, w tym przypadku trzy lata.
Andrzej W. pytany przez reportera TVN24 dlaczego nadal przyjmuje pacjentki, zareagował ostro: - To bzdury, proszę mi to jakoś udowodnić. Szuka pan sensacji.