Wtorek, 26 kwietnia Tylko w tym roku i tylko w województwie podlaskim do domów dziecka zostało zwróconych 60 dzieci zabranych uprzednio przez rodziny zastępcze. Jak wygląda los dzieciaków, które najpierw straciły rodzinę biologiczną, następnie przeszły przez traumę placówek wychowawczych, a gdy już prawie zyskały nowych rodziców znów zostały odrzucone?
14-letni Kuba (prawdziwego imienia nie chce zdradzać) jako małe dziecko trafił do rodziny zastępczej razem z trójką rodzeństwa. - Po 7 latach znów przywieźli nas do pogotowia opiekuńczego. Obiecywali nam, że tu nie zostaniemy. Jednak okazało się, że zostajemy - opowiada Kuba.
Od roku jego domem jest pogotowie opiekuńcze. Jego byli rodzice zastępczy zerwali kontakt nie tylko z dziećmi, ale i ze wszystkimi instytucjami nadzorującymi ich pracę. Zapowiadali, że opuszczą kraj. Kuba został - bez rodziny i bez wiary, że może być lepiej. - Do adopcji raczej bym już nie poszedł. Nie wierzę, że jest tu jakaś rodzina normalna, która chciałaby nas adoptować - mówi Kuba.
Setki skrzywdzonych
Przypadek Kuby i jego rodzeństwa nie jest wyjątkiem. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny tylko w roku 2009 (to najświeższe dane) blisko 1100 dzieci z rodzin zastępczych wróciło do placówek opiekuńczo-wychowawczych.
- Rodzice sobie z tym nie radzą. Było bardzo dużo takich powrotów - w 2008/2009 40-50 dzieci w całym naszym regionie - przyznaje Marek Iwanowicz, dyrektor Pogotowia Opiekuńczego w Białymstoku.
- Miałam przypadek, że dwukrotnie dziecko wracało do mnie. Te dzieci są już tak skaleczone, że w ogóle nie powinny były iść do tych rodzin - mówi Anna Zieniewicz, dyrektor Domu Dziecka w Krasnem. - Był taki przypadek, że przywieźli mi dziecko w Wielki Czwartek. I przyczyną było to, że w fartuszku od przedszkola przyniosło czerwony długopis. Ta rodzina jeszcze starała się przekonywać mnie, że jest super rodziną. A ja czekałam tylko, żeby jak najszybciej stąd wyszła, bo ja jako człowiek, jako dyrektor, po prostu już nie panowałam nad emocjami. Już ich nie chciałam po prostu widzieć. Chciałam przytulić dziecko i płakać razem z nim w zaciszu gabinetu, gdzieś za kotarą, w kąciku. I nic nie mówić... - dodaje Zieniewicz.
Potrzeba zmian
O tym, kto może stworzyć rodzinę adopcyjną decyduje ośrodek adopcyjny. W Białymstoku taką weryfikację przeszło małżeństwo, które oddało Kubę i jego rodzeństwo do pogotowia opiekuńczego. - Rozważając całą tę sytuację, być może tak się stało lepiej, bo dzieci też wypowiadają się, że nie chciały być już w tej rodzinie - mówi Iwona Andrzejewska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Białymstoku.
Jak twierdzi dyrektor Anna Zieniewicz, w obecnym kształcie rodziny zastępcze często nie zdają egzaminu. - Coś z tym trzeba zrobić. Albo powinien być jakiś większy przesiew, czyli większe wymagania wobec tych rodzin, albo trzeba przydzielić tym rodzinom opiekuna na rok, na dwa, żeby ich prowadził - mówi.
W Sejmie właśnie trwają prace nad zmianą ustawy o pieczy zastępczej. W jej projekcie jest mowa o asystentach rodziny, którzy mają zrobić wszystko, co jest możliwe, by dzieci pozostały w rodzinach.