Piątek, 19 sierpnia Bus, którym może jechać dziewięć osób, pomieścił dwa razy więcej. Tak na wycieczkę jechały dwie opiekunki i 13 dzieci, w tym sześcioro - w bagażniku. Dziewczynki same protestowały przeciwko takim warunkom. Ale kierownik kolonii i jednocześnie kierowca przekonuje, że "same się pchały".
Kolonie w Brennej w polskich górach, zorganizowane dla kilkunastu podopiecznych. Jedną z atrakcji miała być wycieczka. Pojechać busem miała cała grupa, wraz z opiekunkami i kierowcą-kierownikiem. W sumie - 16 osób. Mimo że w pojeździe miejsce było tylko dla 9, pojechać mieli wszyscy. Dla sześciu dziewczynek oznaczało to jazdę w bagażniku.
- Ja z koleżanką oparte byłyśmy o drzwi, ponieważ nigdzie indziej się nie dało. A cztery osoby opierały się z tyłu o siedzenie i siedziały na skrzynkach - mówi Natalia Bolek, uczestniczka kolonii, która jechała w bagażniku busa. Według niej, do pojazdu wszystkim kazał wsiąść kierownik kolonii. - Ja chciałam jechać na siedzeniach, przepisowo, bo pan kierownik powiedział, że jak coś, to on poniesie konsekwencje. Tylko że wszyscy stwierdziliśmy, że jak będzie wypadek, to nie on poniesie konsekwencje, tylko my, że życie możemy utracić - mówi.
"Same się pchały"
Kierownik twierdzi zupełnie coś innego: że dzieci same "wpadły do busa", zanim zdążył wejść. - Wcisnęli się sami. Zlitowałem się nad nimi. I ostrożnie sobie jechałem. Ujechałem dwa i pół kilometra, zostawiłem samochód i poszliśmy - relacjonuje.
Opiekunki przyznają, że sześć dziewczynek siedziało w bagażniku. Przyznają też, że nie zareagowały. Bronią się, że "nie one tu rządzą".
Biuro, które zorganizowało kolonie, dowiedziało się o fakcie dopiero kilka dni po wycieczce. Przedstawiciel firmy zapewnia, że wcześniej nie docierały do niej żadne informacje o nieprawidłowościach. I dodaje, że na alarm od razu zareagowano - zmieniono kierownika kolonii.
O włos od wypadku
Sprawą zajęła się policja. W zeszłym roku, w Nowym Mieście nad Pilicą, w wypadku busa, który przewoził zbyt dużo pasażerów, zginęło 16 osób. Tym razem, według relacji dzieci, również mogło dojść do wypadku, gdy na wąskiej górskiej drodze, bus ledwo minął się z innym pojazdem i omal nie wpadł do rowu.
- Wystarczyłoby, żeby inny lekkomyślny uczestnik ruchu drogowego doprowadził do jakiejś kolizji, zderzenia z tym samochodem – wtedy to mogłoby się skończyć zupełnie inaczej - mówi podkom. Mariusz Białoń z policji w Cieszynie.
O sprawie już dowiedziało się kuratorium oświaty, które nadzoruje przebieg zorganizowanego wypoczynku dzieci z całego województwa.
Kurator zlecił kontrolę kolonii, ale niezależnie od jej wyników, chce by sprawą zajęła się prokuratura.
Za przewóz większej liczby osób, niż zezwala na to dowód rejestracyjny pojazdu, grozi kara grzywny do 5 tys. zł.