Premium

Ziemia, zieleń, ciepło, mama. Czego powódź nie oddała

Zdjęcie: Małgorzata Goślińska/ tvn24.pl

Lubiła przesiadywać z wnuczką w ogródku. Syn wrócił z żoną z Anglii trzy lata temu, jak wnuczka przyszła na świat, żeby być bliżej niej i zrobił ten ogródek. Nic specjalnego, trawa, ławka. Teraz syn odkopuje ten ogródek z mułu, żeby ona mogła sobie patrzeć z góry. Po powodzi szukali jej dwa dni. Znaleźli daleko od domu. Rozpoznali po pierścionku.

- Głuchołazy umarły - mówią zrozpaczeni mieszkańcy miasta, w którym straty po powodzi z 15 września oszacowano na miliard złotych.

- Powódź to doświadczenie. Musimy się odbudować. Musimy zakasać rękawy, nikt za nas tego nie zrobi. Najważniejsze jest życie. Dom się odbuduje, życia się nie przywróci - przekonuje szef hotelu Sudety.

Głuchołazy miesiąc po powodzi, róg Opolskiej i Sikorskiego nieopodal głównego mostu
glucholazy rog opolskiej i sikorskiego nieopodal glownego mostuMałgorzata Goślińska/ tvn24.pl

Ciepło

Jestem pierwszym popowodziowym gościem tego hotelu. Zameldowałam się 14 października. Tego dnia hotel uruchomił piec centralnego ogrzewania. Dzień później windę.

W holu na okrągło pracuje osuszacz powietrza, podstawowy sprzęt w dzisiejszych Głuchołazach. Czuć stęchlizną. Zapach stęchlizny przenika całe miasto. W tym ta powódź jest gorsza od tej z 1997, że wtedy był lipiec, lato, słońce, które dawało zapał. Wystarczyło pootwierać okna.

Głuchołazy po powodzi, podwórko przy ulicy SikorskiegoMałgorzata Goślińska / tvn24.pl

Kaloryfery ciepłe. Nie każdy w tym mieście ma dzisiaj taki luksus. Do Głuchołaz przypłynęło rzeką mnóstwo opału, sześciometrowe bale drewna, które woda porwała z czeskiego tartaku. Wygrał na loterii ten, kto ma kominek. W blokach są piece gazowe w piwnicach, które zalane były po sufit. Nie wszystkie udało się uruchomić. Wilgoć z piwnic pełznie po murach na wyższe piętra. Widać to na ścianach w korytarzach, jak puchną pod farbą olejną, widać po drzwiach, które nie chcą się domknąć. Ludzie siedzą przy otwartych piekarnikach, poubierani jak bałwany. Śpią w dresach, skarpetach, czapkach. W środę nad ranem przyszły pierwsze przymrozki.

Na Papierniczej, na Spółdzielczej, gdzie woda sięgała do pasa na parterze - w tych mieszkaniach w ogóle nie da się spać. Przenieśli się do rodziny. Beata do mamy. Obie nauczycielki, normalnie przyjaciółki, teraz się gryzą. - Zjadłaś? Co zjadłaś? Kiedy zjesz? - Beata już nie może tego słuchać. Rano do szkoły, po szkole skuwać ściany w mieszkaniu. Te ściany, które dopiero malowała na srebrnoszaro. Firany dostała od mamy, wzór w deszcz, tysiąc złotych. Koleżanki wzięły do prania, trzy razy już próbowały sprać błoto. W każde wakacje dłubała tu z mężem, nigdzie nie wyjeżdżali. W przerwie na papierosa siada na pufie, ostatnim meblu z kompletu wypoczynkowego na kredyt i marzy: wrócić wieczorem z pracy do siebie.

Zieleń

Dostałam pokój z oknem na tył hotelu. Zieleń, cisza. Od frontu ulica Jana Pawła II, jeżdżące od świtu do zmierzchu ciężarówki, koparki, wieczny korek na jedynym ocalałym moście drogowym, unoszący się spod kół zeschnięty muł, w którym jest cała tablica Mendelejewa. Hałas, kurz, kaszel.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam