Kiedyś uważano, że wszy są korzystne dla zdrowia. Matki, iskając dzieciom głowy, zostawiały kilka sztuk. Do dzisiaj nie ma lepszej technologii do walki z wszawicą niż iskanie, które może być fajnym sposobem na wspólne spędzanie czasu. O odwiecznym współżyciu ludzi i wszy opowiadają bizneswoman Ewa Kopeć i entomolog Paulina Kozina.
- Mówię mamom: niech się pani cieszy, że pani dziecko ma wszy, bo to znaczy, że z dzieckiem jest wszystko w porządku, że ma normalne relacje z rówieśnikami, że ma kolegów i koleżanki - mówi Ewa Kopeć. Od czterech lat w kilku miastach prowadzi salony, w których pielęgniarki usuwają wszy z ludzkich głów. Klientami jej firmy "Mamy z Głowy" są głównie dzieci (przychodzą z matkami) w wieku szkolnym i przedszkolnym. Pielęgniarki przeprowadzają zabiegi indywidualne także w domach klientów, poza tym masowe weryfikacje głów pod kątem wszawicy w placówkach edukacyjnych, warsztaty z odwszawiania dla rodziców, nauczycieli, opiekunów.
- Uczmy dzieci, czym są wszy, ale nie rezygnujmy z przytulania, nie zabraniajmy dzieciom kontaktów społecznych, to najgorsza możliwa opcja. One i tak będą się razem bawić, tylko jak sobie przypomną o naszym zakazie, to będą miały poczucie winy.
Dzieci lubią wszy, widzimy to w naszych salonach. Ciekawią je, nadają im imiona, konkurują między sobą, kto ma więcej, kto ma większe. Nie czują do nich obrzydzenia, to dopiero dorośli przekazują im negatywne emocje związane z wszami. Matki mają tendencję do obwiniania dzieci, że przyniosły wszy do domu. Wielokrotnie byłam świadkiem takich rozmów. Czy któraś matka ma pretensje, że dziecko dostało zapalenia ucha? Nie. Podczas gdy jedno i drugie tak samo nie jest wynikiem zaniedbań ani ze strony matki, ani ze strony dziecka.
Tak jak komary wszy jednych ludzi lubią bardziej niż innych. To obserwacja niepotwierdzona badaniami. Nie wiadomo, skąd to wynika, czy chodzi o grupę krwi, ph skóry, zapach potu, ale niektórzy mają tendencję do łapania wszy. Kolejna obserwacja: pierwsza infestacja zwiększa ryzyko kolejnej, jakby wszy zostawiały na żywicielu chemiczny ślad. Można wiele zrobić, żeby zapobiegać wszawicy: spinać dziecku ciasno włosy, przeglądać często, zanim zacznie się drapać, bo to znaczy, że na jego głowie żyje już kolejne pokolenie wszy, a kiedy już je ma, powiedzieć o tym w szkole.
Matki mówią: moje dziecko przyniosło wszy z przedszkola. Ja się zawsze z tego śmieję, że to absolutnie nigdy nie są nasze rodzinne wszy, tylko od kogoś. Ale jeśli naszemu dziecku ktoś je przekazał, to ono mogło zarazić kolejne dzieci, hodując wszy na swojej głowie przez kilka tygodni. Dlatego interwencja na poziomie głowy naszego dziecka będzie skuteczna w ograniczonym stopniu. Jeśli nie będziemy rozmawiać z rodzicami kolegów i koleżanek naszego dziecka o tym, że mieliśmy wszy, to one do nas wrócą. Nie będą to literalnie te same wszy, ale kolejne pokolenia, wnuczkowie, prawnuczkowie tych, które miało nasze dziecko.
Wstyd, że ma się wszy, jest wszom na rękę. Z powodu wstydu zwalczamy je w tajemnicy i w samotności i one mają lepsze krążenie w środowisku. Walka z wszami to sport zespołowy. Nawrót wszawicy nie bierze się z niewypranej poduszki.
Powtarzam matkom, że wszy to jeden z mniejszych problemów, jaki się nam przydarza, najlepszy pasożyt, jakim można się w dzisiaj pochwalić. Nie przenoszą groźnych chorób, nie wymagają leczenia ogólnoustrojowego, nie trzeba podawać leków doustnych. Można się ich pozbyć w jeden wieczór. Jak się porządnie wyczesze włosy, to nie jest potrzebny żaden preparat.
Matki większą część energii poświęcają sprzątaniu mieszkania zamiast sprzątaniu głowy i wierzą, że preparat z apteki to za nich załatwi. Stosują preparaty częściej i dłużej, niż zalecają producenci, którzy z kolei prześcigają się w deklaracjach skuteczności, a ludzkość przez wieki nie wynalazła lepszej technologii do walki z wszawicą niż wyczesywanie zwilżonych włosów gęstym, metalowym grzebieniem pasmo po paśmie, wycieranie grzebienia w biały papier i oglądanie papieru pod lupą, czy nic się tam nie rusza. Jak dojdziemy do wprawy, takie sprawdzające wyczesywanie głowy zabierze pięć minut, a jeśli znajdziemy wszy, wyczeszemy je w dwie, trzy godziny.
Wiele osób ma fantastyczne wspomnienia z posiadania wszy. Jak było fajnie, opowiadają, mama czesała mnie godzinami, trzymałam głowę na jej kolanach i żeśmy rozmawiały. Brakuje mi dzisiaj takiego podejścia do wszy. Mamy ręce zajęte grzebaniem we włosach, nie możemy grzebać wtedy w smartfonach. Dzieci wychodzą z naszych salonów i mówią pielęgniarkom: to był najlepszy dzień w moim życiu, chciałbym znowu mieć wszy.
Mówię matkom: zróbcie z tego fajny czas z dzieckiem.
Dla wszy ludzkiej człowiek ma najlepszą krew
Małgorzata Goślińska: Od dawna bada pani wszy?
Paulina Kozina, entomolog, Katedra Zoologii Bezkręgowców i Parazytologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego: - Od doktoratu, czyli 10 lat. Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze w Polsce zajmuje się wszami tak na co dzień. Intensywnie badane były w czasie drugiej wojny światowej przez Rudolfa Weigla we Lwowie. W Polsce znanym specjalistą od wszy był doktor Feliks Piotrowski, naukowiec z Gdańska. Przypominamy sobie o nich, gdy jest nagły wysp w szkołach i wtedy zwykle wszyscy się dziwią: ojej, to wszy wciąż są. Są i mają się dobrze. Ja skupiam się na wszach pochodzących od małych ssaków, najczęściej gryzoni, bo łatwiej pozyskać materiał do badań, a i dużo jest jeszcze do odkrycia w tym kierunku.
To inne wszy niż te które ma człowiek?
- Wesz ludzka bytuje tylko u człowieka. Próbowano hodować ją na innych gatunkach zwierząt. Najdłużej wytrzymywała na śwince morskiej i kawii. Albo nie dosięga aparatem gębowym do naczyń krwionośnych żywiciela, albo nie potrafi strawić krwinek i substancje zawarte w krwinkach krystalizują się w jej jelitach, rozrywając ją od środka. Może pić inną krew niż ludzka, ale to jej szkodzi. Człowiek ma dla niej najlepszą krew.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam