Szukała wiedzy w książce "Podstawy embriologii zwierząt", a znalazła list. Prawie ćwierć wieku kartka przeleżała między stronami. Dziadek pisał do wnuczki "Kochany Skarbie" i instruował, jak otworzyć załączone witaminy. W mediach społecznościowych ruszyły poszukiwania adresatki. Znalazła się i tylko nam opowiedziała, ile wyblakła karteluszka uruchomiła wspomnień. I o Panu Zdzisławie, z którym "wesoło miała rodzinka".
W poniedziałek wieczorem Uniwersytet Wrocławski opublikował na swoim profilu facebookowym odręcznie napisany list. Z jego treści przebija ciepło, troska, miłość. To dziadek pisze do swojej ukochanej wnuczki. List datowany jest na 17 marca 1997 roku. Adresatka? Z racji odnalezienia go w podręczniku, być może ówczesna studentka biologii? Bardziej szczegółowych danych brak.
Poszukiwania adresatki
"Kochany Skarbie.
Dowiedziałem się, że nie przyjedziesz na święta, więc wysyłam Ci witaminy. Bierz 1 szt. dziennie, żeby opakowanie otworzyć należy mocno nacisnąć nakrętkę i obrócić w lewo. Słodycze są uzupełnieniem objętości pudełka, wybrałem te które najbardziej lubisz. Wprawdzie tęsknimy za Tobą, ale masz rację, że rezygnujesz z przyjazdu, to bardzo męcząca podróż. Jeśli będziesz w Głuszynie, pamiętaj ubierz się ciepło i unikaj lania wodą, żeby mi się nie przeziębić. Wszyscy się cieszymy, że złapałaś rytm i masz dobre oceny zaliczeń i egzaminów, najważniejsze w terminie zaliczyć wszystko i mieć spokojne wakacje do dyspozycji. W tym roku będziemy częściej robić wypady samochodem. Jak będziesz w Głuszynie, przekaż wszystkim pozdrowienia. Moc całusów
Dziadek.
PS. wpłacę na konto dodatkowo 50 żebyś miała do dyspozycji na święta."
Był 17 marca 1997 roku, kiedy to dziadek napisał piękny list do wnuczki, prawdopodobnie studentki biologii na #uniwroc....
Posted by Uniwersytet Wrocławski on Monday, September 7, 2020
- Ten list przeleżał 23 lata, złożony w książce "Podstawy embriologii zwierząt". Obecna studentka 3. roku biologii wypożyczyła tę książkę w bibliotece uniwersyteckiej, przygotowując się do obrony pracy licencjackiej. List był w środku, nie został podpisany nawet imieniem nadawcy, czy adresatki - mówi tvn24.pl Agata Sałamaj z działu komunikacji społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Chciałam rozszerzyć zagadnienia odnośnie rozwijania się gonad u zwierząt. Wypożyczyłam książkę, zaczęłam wertować strony i znalazłam złożoną kartkę. To był list. Bardzo wzruszający. Stwierdziłam, że powinien znaleźć swoją adresatkę - zaznacza Jagienka Apolinarska, studentka biologii.
- Jagienka zwróciła się do mnie, przesłała zdjęcie listu. Powiedziała, że cała jej rodzina jest wzruszona. Ja wpadłam na pomysł, żeby wykorzystać nasze media społecznościowe i spróbować znaleźć adresatkę - dodaje Agata Sałamaj.
Zdjęcie listu z krótkim opisem szybko rozeszło się w sieci. Sałamaj przyznaje, że nie spodziewała się aż tak dużego odzewu. Wiele prywatnych osób przekazało dalej informację o poszukiwaniach. Kluczowe okazało się w tym przypadku wspomnienie w korespondencji Głuszyny. To niewielka wieś na Opolszczyźnie, położona tuż przy granicy z Wielkopolską i Dolnym Śląskiem. Fanpage poświęcony Głuszynie właśnie udostępnił post uniwersytetu. Ledwie 11 godzin zajęło odnalezienie adresatki listu.
- Jak to się pojawiło na stronie Głuszyny, moja ciocia wysłała mi link i śmiała się, że może to do mnie dziadek pisał. Na początku myślałam, że to po prostu żart. Ale potem zobaczyłam znajomy styl pisma. Dalej czytam instrukcję, jak odkręcić witaminki. Dziadek pisał czasem do mnie jak do dziecka specjalnej troski... - mówi mi Magdalena Nowosielska. Rozmawiamy przez telefon, a ja słyszę, że się uśmiecha.
- Głuszyna się zgadza, mieszkała tam nasza rodzina. Ja w 1997 roku byłam studentką pierwszego roku weterynarii na Akademii Rolniczej. Przygotowywałam się do egzaminu z histologii i embriologii. Wszystko się zgadzało. Popłakałam się - przyznaje Nowosielska.
Jak wspomina, wiosną tamtego roku, ze względów zdrowotnych, do egzaminu nie przystąpiła. Kolejny termin przypadał na lipiec. Wówczas jednak przez Wrocław przeszła wielka fala. Z powodu powodzi stulecia egzaminy zostały przesunięte na późniejszy termin. Magda Nowosielska uczyła się do nich w rodzinnym Elblągu. Kto wie, czy w ten sposób nie uratowała podręcznika. Wiele bibliotecznych książek utonęło. Na uczelnię wróciła pod koniec sierpnia. Egzamin u prof. Jana Kuryszki zdała na "czwórkę". List od dziadka, używany jako zakładka, pozostał między stronami.
Nowosielska: - Bardzo się wzruszyłam, czytając słowa dziadka. Pamiętam, że w czasach moich studiów zbyt często się nie widywaliśmy. Ja do domu, do Elbląga rzadko jeździłam. Ale regularnie pisaliśmy listy. Dziadek mnie bardzo wspierał, również finansowo. Tamtego razu nawet poszalał. 50 złotych to było coś!
Kobieta opowiada, że po studiach, kiedy wróciła do Elbląga, kontakt z dziadkiem był częstszy. Nostalgia do listów jednak pozostała. - Aż mi się żal zrobiło, że dzisiaj już tego nie ma. Pomyślałam, że moje dzieci takich pamiątek już nie będą miały. Może jak będą na studiach, to im kilka listów napiszę - śmieje się Nowosielska.
Barwne życie pana Zdzisława
Pani Magda i jej kuzynka Ola były - jak twierdzą - ulubienicami dziadka Zdzisława. Ta druga, kiedy dowiedziała się o akcji z listem, od razu odkopała swoją korespondencję. Obie wisiały dłuższy czas na słuchawce i płacząc ze wzruszenia, wspominały dawne czasu.
Co dokładnie? Niebywale wciągające historie, które pan Nowosielski opowiadał młodym dziewczynom, racząc je własnoręcznie zrobionymi nalewkami z owoców z własnego ogrodu.
- Dużo nam dziadek opowiadał o wojnie. Zastała go w Klonowej, wsi mniej więcej w połowie drogi między Łodzią a Wrocławiem. On był rocznik 22., jako młodzieniec wstąpił do partyzantki, a potem do regularnego wojska. Mówił jak w marcu przeprawiał się wpław przez Odrę i tylko kawałek pływającego drewna pozwolił mu utrzymać się na powierzchni. Albo jak został ranny pod Berlinem, kiedy wybuchający obok granat zerwał mu błonę bębenkową i trwale uszkodził słuch - wspomina Magdalena Nowosielska.
Z obawy przed komunistami, po wojnie - jak opowiada wnuczka - Zdzisław Nowosielski zaczął posługiwać się datą urodzenia swojego młodszego brata Januszka, który w wieku 10 lat zmarł na szkarlatynę. Musiał się ukrywać, nie mógł utrzymywać kontaktu z rodziną.
Maturę zdawał w Warszawie. Do swojej szkoły docierał po gruzach. Wszystko zbombardowane. Potrzebował zaświadczenia, aby aplikować na studia. Nauczyciel napisał mu je na kartce papieru. Wystarczyło. Dostał się na studia ekonomiczne w Sopocie.
Pan Nowosielski odnalazł się jako biegły rewident. Raz, podczas jednego z audytów, spotkał kolegę z partyzantki. Obaj udawali, że w ogóle się nie znają.
Zresztą, już mu tak zostało, że nie lubił wchodzić w szczegóły. Swoje historie przedstawiał ciekawie, ze swadą, ale raczej ogólnikowo, tak jakby się nadal czegoś obawiał.
- Kuzynka Ola pamięta, jak dziadek w latach 80. mówił, że jak szedł walczyć do lasu, to uważał walkę za coś wartego wszelkich poświęceń. A potem, jakby wiedział, o jaką Polskę się bił, to by sobie nawet głowy tym nie zawracał - mówi wnuczka.
Zawsze elegancki i szarmancki. Wesoło z nim miała rodzinka. Ponoć niedługo przed swoją śmiercią wpadł na pomysł, że chciałby polecieć do Stanów Zjednoczonych, bo i tam miał wnuka i wnuczkę i tam dokonać żywota, i tam też zostać pochowanym.
- Uparł się. Trzeba było sposobem. Zapytałam go, jak on to sobie wyobraża, że nie znając angielskiego, będzie rozmawiał po śmierci z wszystkimi dookoła? Przyznał mi rację - wspomina Nowosielska. A ja znów czuję, że się uśmiecha.
***
Zdzisław Nowosielski zmarł w 2018 roku. Pochowany został w Bryskach koło Kutna.
Magdalena Nowosielska skończyła studia weterynaryjne, ale jej droga zawodowa potoczyła się w innym kierunku. Prowadzi gabinet medycyny estetycznej.
Uniwersytet Wrocławski zadeklarował, że wyśle pani Magdzie list pocztą. Na pamiątkę po dziadku.
Jagienka Apolinarska w czwartek o godzinie 15 broni pracę licencjacką. Ma nadzieję, że historia z listem to dobry prognostyk.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne